Mamusiu, czy to są nasze anioły?

wysłuchał Jarosław Dudała

publikacja 01.06.2020 18:41

Dwuletnia Majka przychodziła, kiedy było mi bardzo smutno i znienacka, podczas kolorowania, mówiła rzeczy bardzo dziwne: "Mamusiu, Pan Jezus właśnie głaszcze mnie po głowie"- opowiada Sylwia Stopka, fizjoterapeutka, nauczycielka WF-u w szkole "Płomień" w Katowicach.

Mamusiu, czy to są nasze anioły? Sylwia Stopka z mężem Zbyszkiem i córkami: 12-letnią Mają, 7-letnią Łucją i 3-letnią Madzią arch. rodzinne

Pamiętam, jak rok po naszym ślubie siedziałam i płakałam: że nie tak to sobie wyobrażałam, że nie tego chciałam. A tak naprawdę nie miałam pojęcia, czego chciałam. Wiedziałam jedno: moje życie nie ma sensu. Pomimo studiów, pracy w wymarzonym zawodzie, pomimo męża Zbyszka, na którego długo czekałam.

Mój rodzinny dom był rozbity. Cudowna mama nie mogła zastąpić obydwojga rodziców, choć bardzo się starała - czasem za bardzo. Mój ojciec nadużywał alkoholu. Ciągłe awantury nasycały mnie pragnieniem stworzenia lepszego domu - miejsca, w którym będzie panowała miłość i będzie... zupełnie inaczej.  Ale nie było różowo. Siedziałam więc w pokoju i krzyczałam: "Boże, weź moje życie w Swoje ręce".

Po paru tygodniach okazało się, że będę mamą. To było jak grom z jasnego nieba, bo wcześniejsze diagnozy lekarskie mówiły o bezpłodności. Ucieszyliśmy się z mężem. A jednocześnie przeraziłam się, że nie będę dość dobrą mamą. Że to dziecko może wcale nie będzie mnie kochać.

Przesiadywałam godziny z naszym przyjacielem ks. Piotrem Płonką. On nam przybliżał Jezusa żywego. Miał dla nas wiele cierpliwości. Jednocześnie spotykałam cudowne rodziny, od których uczyłam się, jak być mamą, a mój mąż uczył się, jak być ojcem. Uczęszczaliśmy na różne kursy dla rodziców. Dzięki temu odnaleźliśmy siebie.

Kiedy Majka się urodziła, napisałam do niej list. "Czas oczekiwania na Ciebie - pisałam - był pięknym czasem. Coś we mnie się zmieniło. Odnalazłam Pana Boga, który zawsze był bardzo blisko mnie, a ja byłam ślepa. Twoje narodziny otworzyły mi oczy. Obserwując codziennie, jak rośniesz i nas kochasz, doznawałam obecności Boga żywego. On mnie pociągał, a Ty byłaś Jego słodkim narzędziem."

Dwuletnia Majka przychodziła, kiedy było mi bardzo smutno i znienacka, podczas kolorowania, mówiła rzeczy bardzo dziwne. "Mamusiu, Pan Jezus głaszcze mnie po głowie. Właśnie tak" - mówiła i pokazywała to na mnie.

Innym razem mówiła, że widziała dwie postacie, bardzo jasne - jedną dużą, drugą małą. "Mamusiu, czy to są nasze anioły?" - pytała. To było zdumiewające, bo nie robiliśmy jej wcześniej żadnych katechez. Odbierałam to jako głos Boga mówiący przez nią do mnie.

Były też sytuacje... mistyczne. To było na rekolekcjach. Byliśmy w kaplicy. Było tak cudownie... Aż tu przyszła opiekunka Mai i powiedziała, że trzeba iść do pokoju, żeby ją przewinąć. Emocje grały tak, że żal mi było wychodzić z kaplicy. Jak na skrzydłach aniołów pobiegłam na drugie piętro do Mai. Doznałam wtedy silnej myśli, że jestem w tym pokoju z Bogiem. Że jestem z Nim nie w cudownych śpiewach w kaplicy, ale w codzienności, w przewijaniu dziecka.

Majka ma teraz 12 lat. Nie pamięta tego wszystkiego.

Jesteśmy dziś rodzicami trzech wspaniałych córek. Każda z nich jest dla nas oknem na Pana Boga, a w każdym z tych okien jest inny krajobraz - każda z nich pokazuje coś zupełnie innego. Przyglądam się, nasłuchuję... co jeszcze Pan Bóg chce mi pokazać? Co chce mi powiedzieć?

Była jeszcze jedna sytuacja... Byliśmy w szpitalu. Maja czekała na operację uszu. Była tam jeszcze jedna mama. Mówiła o problemach swojego dziecka ze zdrowiem. Chciałam ją jakoś pocieszyć, a tymczasem Maja wbiła się w tę rozmowę, wdrapała mi się na kolana i chciała, żebym jej czytała gazetkę dla dzieci "Anioł Stróż". "Moje dziecko chyba by nie chciało tego czytać. My chyba nie wierzymy..., a może wierzymy?" - zastanawiała się tamta mama. Zaczęła się rozmowa, ale my już musieliśmy iść do lekarza, więc powiedziałam tylko, że ja bez Pana Boga nawet grypy nie potrafię przeżyć. Że gdy oddaję Bogu to wszystko, to jest mi z tym lekko. I poszliśmy do gabinetu - jako ostatni z kolejki. Pamiętam, jak po wyjściu od lekarza mijaliśmy tamtą mamę w korytarzu, a ona spytała, w którym pokoju będziemy umieszczeni. Ja na to, że okazało się, że Majka nie potrzebuje operacji. Że jest zdrowa. Pamiętam, jak tamta mama zrobiła taaakie oczy...