Przesunięcie wyborów prezydenckich o kilka tygodni spowodowało, że rywalizacja właściwie zaczyna się od nowa.
Kto po najprawdopodobniej czerwcowych wyborach będzie urzędował w Pałacu Prezydenckim, już nie jest tak oczywiste, jak przed 10 maja.
henryk przondziono /foto gość
Po nieudanych wyborach 10 maja sondażowe wyniki prezydenckiej rywalizacji stanęły na głowie. Poparcie dla kandydata Zjednoczonej Prawicy Andrzeja Dudy zmniejszyło się o ponad 20 proc. Oscylujący dotychczas wokół drugiego miejsca lider ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz spadł na piąte miejsce z ok. 3 proc. Drugie zajmuje kandydat Koalicji Obywatelskiej Rafał Trzaskowski, który cieszy się 19-procentowym poparciem. Tuż za nim plasuje się Szymon Hołownia. Te zmiany w sondażach spowodowały, że kampania prezydencka właściwie zaczęła się od nowa. „Po staremu” funkcjonują politycy, którzy nie wyciągnęli wniosków ze swoich działań wokół prawa wyborczego, mogących doprowadzić do kryzysu konstytucyjnego, i znów traktują prace nad nowelizacją Kodeksu wyborczego jako element walki o sprzyjające rozwiązania dla swoich kandydatów.
Zadyszka faworyta
Od początku kampanii wyborczej na czele wyścigu z olbrzymią przewagą znajdował się ubiegający się o reelekcję Andrzej Duda. W miarę zbliżania się 10 maja (na ten dzień zaplanowana była pierwsza tura głosowania) uzyskiwał coraz lepsze wyniki. W niektórych badaniach osiągał nawet 65 proc., co dawało mu zwycięstwo w pierwszej turze. Sytuacja zmieniła się po 10 maja, gdy poparcie dla niego w ciągu dwóch tygodni spadło do ok. 40 proc., a więc o 20 punktów.
Dostępne jest 14% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.