Śmiech na sali

Marcin Jakimowicz

Gdy rozpoczął rekolekcje od słów: „Aboon Dbashmayo Nethcadash shmokh”, klerycy ryknęli śmiechem. Znali jego poczucie humoru, potraktowali to jako prowokację. Uciszyli się, gdy powiedział: „Wiecie, co zrobiłem?”.

Śmiech na sali

Znajomy rekolekcjonista, znany ze swych nieszablonowych metod duszpasterskich, głosił rekolekcje w seminarium duchownym. Klerycy doskonale znali jego poczucie humoru. Rozpoczynając naukę rekolekcyjną, podszedł do mikrofonu i rzucił: „Aboon Dbashmayo Nethcadash shmokh”. Jego słowom towarzyszył rechot.

Rozległy się śmiechy. Alumni potraktowali to jako prowokację, kolejny żarcik. „Wiecie, co zrobiłem? Zacząłem odmawiać «Ojcze nasz» w oryginale, po aramejsku”. Zapadła cisza. „Pamiętajcie: człowiek zawsze śmieje się z tego, czego nie rozumie”.

Martin Buber w swych znakomitych „Opowieściach chasydów” przywołuje naukę, jakiej rabbi Mosze Chaim udzielił swoim uczniom: „Słyszałem od mojego dziadka, że pewien skrzypek grał kiedyś tak słodko, że wszyscy, którzy go słuchali, zaczęli tańczyć, a ktokolwiek znalazł się w zasięgu tej muzyki, wstępował w taneczny krąg. Drogą szedł głuchy, który nic nie słyszał, więc gdy na nich spojrzał, pomyślał, że to jacyś szaleńcy, którzy skaczą bez ładu i składu...”.