Koronawirus dotarł na Ukrainę w momencie zaostrzającego się kryzysu gospodarczego oraz politycznego. To najpoważniejszy sprawdzian w dotychczasowej karierze prezydenta Zełenskiego.
Prezydent Wołodymyr Zełenski rozpoczynał urzędowanie z ogromnym kredytem społecznego zaufania. Po roku entuzjazm znacznie spadł.
pool/epa/pap
Pierwszy rok urzędowania prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego upłynie 20 maja. Zaczynał z ogromnym kredytem zaufania, do którego potem doszła pełna kontrola nad parlamentem, bo po wyborach samodzielną większość zdobyła tam jego partia Sługa Narodu. Dziś nie ma już śladu entuzjazmu i nadziei sprzed roku. Epidemia koronawirusa uderzyła w kraj w stanie politycznego chaosu i pogarszających się wskaźników ekonomicznych. To sprawia, że choć statystycznie nasz wschodni sąsiad nie wydaje się szczególnie dotknięty COVID-19 (7 maja było 13 691 zakażonych i 340 zmarłych), to i tak służba zdrowia jest na skraju wytrzymałości i pojawiły się niebezpieczne tendencje odśrodkowe.
„Umrą wszyscy emeryci”
Ukraina zareagowała na pandemię szybko. 12 marca wprowadzono ogólnokrajową kwarantannę, zakaz zgromadzeń, zamknięto większość sklepów, restauracji i parków. Zamknięte zostały granice, a w niektórych miastach wyłączono metro i zawieszono komunikację miejską. Te zdecydowane działania nie mogły jednak uratować sytuacji, ponieważ ukraińska służba zdrowia okazała się nieprzygotowana na koronawirusa. W przede- dniu nadejścia pandemii trwały przetasowania na stanowisku ministra zdrowia. Po niecałym miesiącu urzędowania odwołano ministra, który otwarcie mówił, że liczba ofiar „może być katastrofalna”, a nawet stwierdził, że na COVID-19 „umrą wszyscy emeryci”. Zastąpił go były gubernator Odessy, który zaczął od obwiniania poprzedników: „Pewien czas w zakresie przygotowań do pandemii został stracony”.
Dostępne jest 21% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.