Klątwa chipu w szczepionce

Franciszek Kucharczak

|

GN 20/2020

publikacja 14.05.2020 00:00

Myśl wyrachowana: Zarówno w sprawach ducha, jak i materii lepiej ufać znawcom niż wyznawcom.

Klątwa chipu w szczepionce

Swoim ostatnim felietonem pt. „Masoneria w szczepionce” wywołałem sporą burzę. Z treści wpisów i e-maili, które otrzymałem, wnioskuję, że podstawowymi produktami spożywczymi niebagatelnej części naszego społeczeństwa są olej i sól – jedno i drugie egzorcyzmowane. Nie żebym lekceważył sakramentalia, ale wiem, że z dodatkami do wiary jest tak jak z solą właśnie: nie należy przesadzać. Trzeba uważać na proporcje, bo zamiast poprawić, można wszystko zepsuć. Jeszcze łatwiej zepsuć zdrową pobożność faszerowaniem jej „objawieniami” urągającymi nie tylko nauce Kościoła, ale w ogóle nauce i po prostu zdrowemu rozsądkowi.

Sprawdzając źródła „wiedzy” niektórych moich informatorów, oświecających mnie w kwestii masonerii czy wpływu szczepionek na zbawienie, odniosłem wrażenie, że w ich świadomości diabeł i masoni zamienili się miejscami z Bogiem. Tu już nie Bóg jest najważniejszy, lecz szatan, który niczym jakiś demiurg wszystkim rządzi, a my, żeby przetrwać, musimy otoczyć się kręgiem z wody święconej i nie wystawiać poza niego nosa.

Tylko jak w tych warunkach spełnić wolę Jezusa i iść na cały świat z Ewangelią? Jak samą Ewangelię głosić, skoro się ją przysypało tonami bzdurnych słów, wygłaszanych przez samozwańczych proroków?

„Szczepionka na koronowirusa będzie mieć jakąś klątwę demoniczną” – ostrzegł mnie czytelnik, powołując się na orędzie niejakiego Żywego Płomienia. I cytuje: „Nie wolno wam przyjąć chipa RFID, bo od chwili przyjęcia tego chipu, zbawienie wasze nie będzie możliwe”.

Nie pisałbym o tym, rzecz jasna, gdyby to był głos odosobniony. Niestety, ta psychoza jest powszechna. Nawet poważne osoby zasypują mnie jakimiś dziwactwami o zgubnym dla duszy wpływie 5G. Technologia w przedziwny sposób zlewa się tu z teologią, a „technoduchowe” treści, krążąc w przestrzeni wirtualnej, okazują się bardziej zaraźliwe niż wirusy.

Sedno problemu tkwi, jak sądzę, w niewłaściwym lokowaniu zaufania. Ja się na technologii nie znam, więc ufam znawcom, a nie ideologom. Jeśli jednak postanowię wierzyć komukolwiek, byle gadał coś intrygującego, moim przewodnikiem stanie się nie wiedza, lecz ignorancja. I stanę się żywym potwierdzeniem złotej myśli, że obecnie za eksperta może uchodzić każdy, kto potrafi nam zaimponować naszą niewiedzą.

To jest jak ze Świadkami Jehowy. Często ludzie mówią o nich z podziwem: „Oni są naprawdę dobrzy, jak oni się znają na Biblii”. A prawda jest taka, że to nie oni się tak znają, tylko ty się tak nie znasz.

Jeśli swoim mistrzem uczynisz kogoś niesprawdzonego, uwierzysz w dowolną bzdurę i staniesz się jej apostołem, niosącym dumnie orędzie zagłady. I pobrzękując kajdanami strachu, będziesz przekonany, że głosisz Ewangelię wolności.

Ja tego nie kupuję. Wybieram Jezusa.

Cena ocalenia

Zuzanna Wiewiórka, wolontariuszka Fundacji „Pro – Prawo do życia”, uratowała życie dziecka, którego matka, zachęcona przez feministki, chciała dokonać aborcji przez zażycie pigułek poronnych. Przekonywanie nie pomagało, więc wolontariuszka dotarła do ojca dziecka, który, jak się okazało, o niczym nie wiedział, co więcej, absolutnie nie zgadzał się na tę aborcję. Dzięki temu udało się ocalić dziecko. Wywołało to furię zwolenników organizacji aborcyjnych, które pośredniczą w nielegalnym handlu środkami poronnymi. Na panią Zuzannę spadła fala wyzwisk, gróźb i wulgarnych obelg. Ktoś opublikował w sieci jej prywatne dane, w tym adres zamieszkania. Pojawiły się sugestie wskazujące na to, że nękanie wyjdzie poza internet. Fundacja zapowiada podjęcie kroków prawnych, apeluje też do służb o zajęcie się grupami zamieszanymi w handel pigułkami. Warto przy okazji zauważyć, że środowiska aborcyjne swoją reakcją wystawiły działaniom wolontariuszki znakomite świadectwo. Pani Zuzanno – wyrazy szacunku i wdzięczności.•

To nie katolicyzm

Belgijskie Zgromadzenie Braci Miłosierdzia opuszcza 15 szpitali psychiatrycznych, które do niego należą. Zgodnie z decyzją Kongregacji Nauki Wiary placówki te nie mogą się już nazywać katolickimi. Jest to skutek przyjęcia możliwości przeprowadzania eutanazji przebywających tam pacjentów. To oczywiste – katolicyzm zobowiązuje.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.