Ojczyzna

ks. Adam Pawlaszczyk ks. Adam Pawlaszczyk

|

GN 20/2020

publikacja 14.05.2020 00:00

W jednej ze scen filmu „Karol. Człowiek, który został papieżem” młody Wojtyła w tłumie uciekinierów z Wadowic zaprzyjaźnia się z małym chłopcem, którego usiłuje podnieść na duchu i któremu z powodu złej pogody oddaje swoją marynarkę.

Ojczyzna

Nagle rozgrywa się dramat: samoloty bombardują ten tłum cywilów. Wielkie zamieszanie, hałas, a wreszcie upiorna cisza i dziesiątki zakrwawionych ciał. Wśród nich dziewiętnastoletni wówczas Karol odnajduje małe ciało w dobrze sobie znanej marynarce. Płacze. Oglądałem tę filmową scenę mocno poruszony. Płacz przyszłego papieża brzmiał w moich uszach, a mnie przeszło przez myśl pytanie, na które odpowiedzi nigdy nie usłyszę: „Co Ty wtedy myślałeś, Karolu?”. Nie tyle – „co czułeś?”, ile właśnie – „co myślałeś?”.

Młodzieńcze doświadczenia kształtują nas na całe życie. Mało kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, że przeżycia z dzieciństwa oraz młodości, rodzina i środowisko dorastania przyszłych przywódców potrafią zmienić losy całych narodów. Nie wiem, czy scena, w której młody Karol Wojtyła pochyla się z płaczem nad ciałem zamordowanego dziecka, miała miejsce naprawdę, czy była raczej wymysłem scenarzysty. Wiem jednak, że wiele lat później nazwą Jana Pawła II papieżem pokoju, a on sam powtarzał będzie, że wojna jest zawsze porażką ludzkości. Piszę te słowa w związku z setną rocznicą jego narodzin. Ten jubileusz cofa nas w czasie o jeden wiek i przenosi w miejsca związane ze środowiskiem Karola Wojtyły i jego życiem rodzinnym. Bieżący numer „Gościa Niedzielnego” poświęca im wiele uwagi. Zanim przecież jako papież przemierzył cały świat, przez 18 lat czerpał życiodajne soki z rodzinnej ziemi. I – jak to ujął Andrzej Grajewski – mentalnie nigdy się z niej nie wyprowadził („Tu wszystko się zaczęło” – s. 21). Trzy razy jako papież wracał do rodzinnych Wadowic. Słowa, które wówczas wypowiadał, świadczyły o tym, jak mocno wadowicka młodość ukształtowała papieża. Chrzcielnica w rodzinnym kościele, wspomnienia z ministrantury, postaci kolegów i przyjaciół... To wszystko pojawiało się wielokrotnie w jego wspomnieniach, aż po słynne powtórki z geografii i wspominki kremówek zjadanych po maturze. Czy tylko o folklor, koloryt i nostalgię chodzi? Nie sądzę. Raczej o przypomnienie bardzo ważnej onegdaj i mocno zaniedbanej dzisiaj zasady, że ziemię rodzinną należy traktować jak dom, a o korzeniach zapominać nie wolno. W epoce, w której człowiek bez korzeni wydaje się dla wielu ideałem do osiągnięcia, należy to koniecznie podkreślić. To, że szanujesz swoje korzenie i tradycję, nie czyni z ciebie przecież automatycznie kogoś, kto nie szanuje korzeni i tradycji innych ludzi. To chyba miał na myśli sam Solenizant, pisząc, że kiedy myśli „ojczyzna”, wyraża siebie. I siebie zakorzenia: „Mówi mi o tym serce, jakby ukryta granica, która ze mnie przebiega ku innym (...). Gdy myślę Ojczyzna – by zamknąć ją w sobie jak skarb. Pytam wciąż, jak go pomnożyć, jak poszerzyć tę przestrzeń, którą wypełnia”. Myślę, że znalazł odpowiedź. Sto lat po narodzinach św. Jana Pawła II warto sobie ją przypomnieć. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.