Ogarnąć chaos rzeczy

Anna Leszczyńska-Rożek

|

GN 19/2020

publikacja 07.05.2020 00:00

Ile rzeczy kupujemy bez przemyślenia, a ile jest nam tak naprawdę potrzebnych do codziennego funkcjonowania? Czym zajmuje się osoba świadcząca usługi declutteringu?

Ogarnąć  chaos rzeczy istockphoto

Przymusowa izolacja pokazała, jak niewielu rzeczy używamy na co dzień. Dotyczy to sprzętów kuchennych, kosmetyków, ubrań i gadżetów elektronicznych, zabawek oraz książek. Choć tych ostatnich przez miesiąc przeczytanych zostało statystycznie pewnie o wiele więcej niż w latach poprzednich. Ale nawet książki coraz częściej kupowane są w wersjach elektronicznych, aby nie zajmowały zbyt wiele miejsca w naszych mieszkaniach. Może w czasie powrotu do normalnej aktywności sporo osób będzie zmuszonych ograniczyć wydatki i ilość kupowanych rzeczy z przyczyn ekonomicznych. Być może też dla wielu umiar stanie się stylem życia, w myśl zasady: lepiej mieć mniej rzeczy, za to lepszej jakości. I dobrze, gdyby taki trend się utrzymał.

Fobie i brak umiaru

Przeceny, okazje i promocje są pokusami, aby kupić rozmaite rzeczy, które – jak sądzimy – mogą się kiedyś przydać. Z czasem w domach gromadzi się ich tyle, że przestajemy nad tym panować. Chaos, bałagan i odkładanie w czasie selekcji czy pozbycia się części z nich potrafią dezorganizować codzienne funkcjonowanie. U niektórych osób niegroźne chomikowanie może stać się nawet początkiem zaburzeń psychicznych. Patologiczne zbieractwo nazywane też syllogomanią zostało opisane już w 1966 r., a od 2013 r. jest sklasyfikowane w DSM-5 (klasyfikacja zaburzeń psychicznych Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego) jako osobne zaburzenie, które można zdiagnozować i leczyć. W skrajnych przypadkach prowadzi do izolacji społecznej i zaniedbywania podstawowych czynności w codziennym funkcjonowaniu (np. higieny osobistej).

Ludzie zupełnie zdrowi psychicznie też jednak czasem przestają panować nad swoimi rzeczami. Przyczyny są różne: sentymentalne (nie wyrzucę, bo to bezcenna pamiątka), ekonomiczne (dużo kosztowało, więc szkoda się tego pozbyć), przypadkowe (rzadko używam, ale może kiedyś się przyda). W tej ostatniej kategorii można zawrzeć też przedmioty, których mamy kilka, ale ich zastosowanie jest podobne (np. kilka kremów o podobnym działaniu, drobny sprzęt AGD wykonujący podobne czynności, artykuły biurowe). Kolekcja kubków nieproporcjonalnie duża do liczby domowników, zbierane latami gazety, papiery i dokumenty, zabawki, ubrania, a także pliki w komputerze – lista może być bardzo długa. A co, kiedy przystąpienie do porządkowania nas przerasta?

Nowy zawód na nowe czasy

Przeglądając ostatnio nowe trendy, z zaskoczeniem odkryłam istnienie zawodu nazwanego declutteringiem. Co to jest i skąd się wzięło? Jak opisuje na swoim blogu Agnieszka Witkowska (Architekt Porządku), wszystko zaczęło się od firmy sprzątającej. Dzięki kilkuletnim obserwacjom tego, jak funkcjonują domy, autorka bloga słusznie zauważyła, że w utrzymywaniu porządku nie pomaga tylko samo sprzątanie, ale też dobra organizacja przestrzeni. Jak pisze autorka: „Uporządkowana przestrzeń w mieszkaniu sprzyja dobremu samopoczuciu, wpływa na naszą wydajność, koncentrację i skupienie. Dzięki dobrze zorganizowanej przestrzeni w mieszkaniu oszczędzamy mnóstwo czasu i energii na poszukiwanie potrzebnych nam rzeczy” – trudno się z tym nie zgodzić. Dlatego oferta pomocy w robieniu generalnych porządków, organizacji i umiejętności pozbywania się rzeczy oraz przemyślanych zakupów znalazła swoich odbiorców. Na blogu Agnieszki Witkowskiej znaleźć można wiele praktycznych podpowiedzi, od czego zacząć. Specjalne listy zadań pomagają systematycznie, krok po kroku przeprowadzać całą operację. Autorka wskazuje też sposoby na pozbycie się niepotrzebnych rzeczy. Nie wszystkie w pełni sprawne trzeba przecież wyrzucać na śmietnik.

Ten blog to kopalnia wiedzy i sprytnych trików, dzięki którym możemy także porządków uczyć nasze dzieci (młodsze i starsze). Znajdziemy tam wiele informacji, jak to robić, na co zwracać uwagę i jak podejść do porządków z dziećmi. Bardzo dobrym pomysłem, który usłyszałam od pani Agnieszki (na jednym z oglądanych podczas kwarantanny internetowych live’ów) jest „Pa-pa pudełko”. Może stać się nim zwykły karton po butach, gdzie dziecko odłoży zabawki, którymi się nie bawi lub które chce podarować komuś innemu. Mogą tam również wylądować zabawki, które ma samodzielnie posegregować, lub te popsute bądź mocno zużyte. Oczywiście najłatwiej jest zrobić porządek w pokoju kilkulatka po kryjomu, kiedy dziecka nie ma w pobliżu, ale takie postępowanie nie nauczy go samodzielnego podejmowania decyzji. Jak niejednokrotnie okazuje się w dorosłym życiu, decydowanie, czy coś jest potrzebne, czy już nie, to bardzo cenna umiejętność. Jeśli jej w sobie nie wyrobimy, jakimś czasowym rozwiązaniem może być „pudełko dla mięczaka”, ale kto chciałby nim zostać •

Dostępne jest 50% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.