Bóg, zaraza i ręce aniołów

ks. Jerzy Szymik

|

GN 18/2020

Nie ulękniesz się zarazy skradającej się w mroku ani moru. Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego.

Bóg, zaraza i ręce aniołów

Jak to jest? O co w tym chodzi?

Bohaterem Psalmu 91 jest człowiek wierzący i głęboko ufający Bogu, ten, „kto się w opiekę oddał Najwyższemu”. Zostaje mu złożona obietnica, jakże aktualna: „Nie ulękniesz się zarazy skradającej się w mroku ani moru niszczącego w południe”. Skąd brak lęku? Bo Pan, którego modlący się wziął „za obrońcę” i który jest jego „ucieczką”, „rozkazał swoim aniołom” i będą go „nosili na rękach, aby stopy nie uraził o kamień”.

Ale w Ewangelii czytamy o tym coś jeszcze bardziej przejmującego: „Wziął Go diabeł do Miasta Świętego, postawił na narożniku świątyni i rzekł Mu: »Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół, jest przecież napisane: Aniołom swoim rozkaże o Tobie, a na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień«. Odrzekł mu Jezus: »Ale jest napisane także: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego«” (Mt 4,5-7). Diabeł nawiązuje do Psalmu 91, a Jezus do wydarzenia na pustyni, kiedy to Izraelici, bliscy śmierci z pragnienia, szemrali przeciw Bogu, „wystawiając Go na próbę” niewiarą, wątpliwością: „Czy też Pan jest rzeczywiście wśród nas, czy nie?” (por. Pwt 6,16; Wj 17,7; Lb 20,2-13).

I dopiero synteza powyższych tekstów, ich pokorna kontemplacja, poddanie słowu Bożemu i nauce Kościoła, zbliża nas do prawdy i rzuca jej światło na to, co w tych dniach przeżywamy. Nie sądzę, bym miał klucz do ostatecznego tych tekstów otwarcia. Słowo Boże jest zawsze od nas nieskończenie mądrzejsze. Ale jest dla nas dosiężne dla sprawy naszej relacji z Bogiem, czyli naszego zbawienia. I kilka kwestii wydaje się tu nie tak znów skomplikowanych.

Otóż prawdziwą zarazą, podstępną, niszczącą w noc i w dzień, jest grzech. To on skrada się, łasi do naszych nóg, leży u wrót naszych miast, czyha (Rdz 4,7). To on jest naszym prawdziwym wrogiem, źródłem śmierci. Samo użycie słowa „zaraza” w kontekście grzechu śmiertelnego (ten zabija indywidualnie, ale jest zaraźliwy) budzi furię diabła. Kilka miesięcy temu doświadczył jej jeden z polskich biskupów, którego do dziś nękają posłańcy furiata. Ten ma zawsze tę samą radę: rzuć się w dół, skacz, czyń zło do woli, przecież On jest miłosierny, nic ci się nie stanie, ręce aniołów zadziałają jak bungee. Na samym dole, na dnie, jest fajnie, spróbuj, radzi diabeł. Boga nie można poddawać eksperymentom, kontruje Jezus, On jest rzeczywiście wśród was i nie pozwoli z siebie szydzić, lecz kocha was bezgranicznie. Dlatego nawróćcie się i wierzcie.

W Środę Popielcową, tuż przed plagą koronawirusa, czytaliśmy słowa proroka Joela, otwierające Wielki Post. Wychodząc od plagi szarańczy, która spadła na lud jak grom z nieba, niszcząc plony i zabijając, prorok wzywał – w ścisłym związku z nieszczęściem – do pokuty, napominając, by rozdzierać serce, a nie szaty (Jl 2,13). Owo karcące przekleństwo idące od natury (szarańcza, wirus itp.) zawiera w sobie niezmącenie dobrą intencję miłosiernego Boga – „opór” ziemi winien człowiekowi pomóc pamiętać o swoich ograniczeniach, uznać swoją kruchą naturę i, nade wszystko, „rozedrzeć” własne serce, czyli nawrócić się. To łatwe i tanie: „rozdzierać szaty” wobec kataklizmów, cudzych skandali i niesprawiedliwości. To trudne, ale konieczne: dostrzec swój grzech i nawrócić ku Bogu własne życie. „Gdy ich zabijał, szukali Go, nawracali się i znów szukali Boga” – czytamy w przeszywających wersetach Psalmu 78. Dopiero kiedy w każdym z egipskich domów zginęło pierworodne, podczas najstraszliwszej dziesiątej plagi, dopiero wtedy zgięli kark i spełnili Jego wolę, dając wolność Jego wybranym. O każde ze swoich dzieci Bóg walczy na śmierć i życie. Na doczesną śmierć i wieczne życie.

Że Bóg jest Ojcem, dobrym dla złych i dobrych, że jest miłością, że nie ma w Nim żadnej ciemności, że posłał Syna nie by zatracać, ale zbawiać, to wiemy na pewno, wiemy od Syna. Ale nie wolno nam odmawiać Jego ojcowskiemu sercu i Jego miłosiernej miłości prawa do karcenia – powtórzmy: ku zbawieniu, nie ku zatraceniu. Na jakich drogach Bóg zbawia – nie nasza rzecz. Przychodzi i zbawia „jak złodziej w nocy” (Ap 3,3 i in.), to znaczy w wolności swej miłości przekraczającej prawa świata. Jego drogi nie są naszymi, napisał książę biblijnych poetów (Iz 55,8). Nie wolno nam traktować Boga jak opiekuna na placu zabaw. I nie tylko dlatego, że zabawa się skończyła (?), a i placów zabaw drastycznie ubyło. Nasza rzecz to pokora i skrucha. I ocalająca modlitwa: przymnóż nam wiary.

To widać w całej Biblii, z niezwykłą wyrazistością: doświadczenia życiowe (indywidualne, rodzinne, narodowe, społeczne), które wytrącają z kolein i rutyny, zaskakujące, bolesne, łamiące rytm losu, stawiające wobec nowego/trudnego, są zawsze po to, by stanąć twarzą w twarz z tajemniczym Bogiem, który pyta o zło i dobro, o kierunek drogi. O mnie. Mówi: „Na miłość Boską, zatrzymaj się, zawróć!”. Nieraz cena tego dopominania się o człowieka – „Zwróć Mi siebie, a tym samym zwrócisz siebie sobie!” – jest bardzo wysoka, bywa, że przerażająca.

Ale też stawka, o jaką toczy się gra, jest najwyższa z możliwych: zbawienie wieczne.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.