Jego śladami

ks. Robert Skrzypczak

|

GN 18/2020

Abyście szli za Nim Jego śladami – mówił apostoł Piotr w jednej z wielkanocnych katechez przeznaczonych dla nowo ochrzczonych uczniów Chrystusa.

Jego śladami

Potrzebowali jeszcze „duchowego mleka”, aby dojrzeć do przyjmowania „pokarmu stałego”. Małemu dziecku nie można proponować kotleta schabowego. Musi do niego dorosnąć. Chrystusowe powołanie: „pójdź za Mną” musi być doprowadzone do ostatecznych konsekwencji. Nasz Pan zostawił nam wzór – „gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził. On sam w swoim ciele poniósł nasze grzechy na drzewo, abyśmy przestali być uczestnikami grzechów, a żyli dla sprawiedliwości – krwią Jego ran zostaliście uzdrowieni”.

Zbyt wzniosłe wzory postępowania zazwyczaj prowadzą do porażki tych, którzy usiłują im sprostać. Co znaczy „dobrze czynić i znosić cierpienia”? Nie zapomnę klęski, jaką poniosłem na katechezie dla piątej klasy, gdy usiłowałem wyjaśnić, na czym polega Jezusowa miłość do nieprzyjaciela i odpowiadanie dobrem na zło. „Mój tata zawsze mi mówi – poderwał się jeden chłopiec – że gdy ktoś fika, mam mu dać w dziób”. Co zrobić wobec takiej instrukcji męskości? Diabelską pedagogię da się od razu rozpoznać po brutalności: swego przeciwnika masz pobić, zmiażdżyć, odnieść triumf. Tylko Jezus zastosował strategię odwrotną. Bóg zwycięża, dając się paradoksalnie pokonać: „gdy my umieramy, wy otrzymujecie życie” (por. 2 Kor 6,9). Do takiej miłości w wymiarze krzyża trzeba dorosnąć. Wiedział o tym dobrze stary apostoł. Wiedział, co znaczy być mocnym w deklaracjach, a w chwili próby skapitulować. Chrystus poprowadził go umiejętnie od zdrady i zaprzaństwa do pytania: „kochasz Mnie?”. Miał pójść tam, dokąd na razie iść nie chciał: w stronę uwielbienia Boga oddaniem własnego życia.

To wyjaśnia, dlaczego św. Faustynę pociągnął za sobą dostrzeżony podczas zabawy w łódzkim parku Wenecja udręczony Zbawiciel i jaką siłą zadziałał na brata Alberta Chrystus z obrazu „Ecce Homo”. Jesteś gotowy dla Niego cierpieć, Jemu się oddać? Św. Franciszek chętnych do wstąpienia w jego ślady przepuszczał przez próbę upokorzenia i zlekceważenia. „Gdy w takich chwilach odnajdujesz w sobie radość doskonałą – wyjaśniał – to znak, że Chrystus w tobie się zakorzenił. W żaden inny sposób nie da się wytłumaczyć, dlaczego ktoś chce uczestniczyć w drwinach ze względu na Jezusa, dlaczego ktoś przyjmuje chorobę i cieszy się z dźwigania wraz z Nim zbawiającego ten świat krzyża, i dlaczego ktoś jest gotowy wziąć na siebie udrękę i zmęczenie drugiego. „Nie ma piękniejszej nagrody – mawiał ks. Dolindo – niż móc cierpieć wraz z Chrystusem z miłości do Boga”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.