Żył dla innych

Maciej Kalbarczyk

|

GN 17/2020

publikacja 23.04.2020 00:00

Józef Bellert wierzył, że miarą człowieczeństwa jest stosunek do najsłabszych. Prowadząc szpital na terenie byłego obozu Auschwitz-Birkenau, uratował życie prawie 5 tys. osób.

Józef Bellert  z córką Zofią  w 1960 roku. Józef Bellert z córką Zofią w 1960 roku.
Archiwum rodziny Bellertów

Jego imię nosi skromna, krótka uliczka na przedmieściach Krakowa. Wystarczy rzut oka na mapę, aby przekonać się, że kilka przecznic dalej znajduje się ul. Doktora Judyma. Bliskie sąsiedztwo obydwu postaci nie jest dziełem przypadku. Podobnie jak główny bohater „Ludzi bezdomnych”, Józef Bellert także wykonywał swój zawód z ogromnym zaangażowaniem i poświęceniem. W przeciwieństwie do Judyma nie był jednak osamotniony w tym, co robił – mógł liczyć na pomoc oddanych współpracowników. Historię ich walki o życie schorowanych i wygłodzonych więźniów obozu koncentracyjnego opowiedziano w książce „Lekarz z Auschwitz”.

Troskliwy medyk

W 1915 r. pochodzący z Samsonowa na Kielecczyźnie Józef Bellert ukończył studia na Wydziale Medycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wówczas miał już za sobą lata aktywnej działalności w Związku Walki Czynnej i kilkumiesięczną służbę w oddziale strzelców Józefa Piłsudskiego. Gdy wojna wchodziła w decydującą fazę, został komendantem szpitali w Radomiu i Kielcach. Jednocześnie działał w konspiracyjnej Polskiej Organizacji Wojskowej.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości dr Bellert już jako doświadczony lekarz kierował kilkoma placówkami medycznymi. Najdłużej pełnił funkcję dyrektora szpitala św. Juliana w Pińczowie. Cieszył się dużym zaufaniem mieszkańców tego niewielkiego miasta. „Gdy w zimie 1930 roku zachorowałem ciężko na szkarlatynę, wizyty doktora Bellerta stały się u nas codziennością. Opiekował się mną bardzo pieczołowicie, czasami zażartował, aby mnie podtrzymać na duchu. Miał duży mir wśród obywateli miasta, sprawnie kierował miejscowym szpitalem. (...) Każdym przypadkiem zajmował się bezinteresownie i z wyjątkową troskliwością – wspominał Zbigniew Sobczyk, mieszkaniec Pińczowa.

W połowie lat 30. Józef Bellert wraz z rodziną przeniósł się do Warszawy. Pełnił tam funkcję zastępcy lekarza naczelnego Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Gdy wybuchła wojna, zgłosił się do służby czynnej, niosąc pomoc rannym żołnierzom i cywilom. W czasie powstania warszawskiego pracował w szpitalu PCK przy ul. Mokotowskiej 13. Po zakończeniu walk placówka ta wraz z pacjentami i całym personelem została szczęśliwie ewakuowana do Krakowa. Było to możliwe dzięki wstawiennictwu niemieckiego oficera, który zawdzięczał życie polskim lekarzom.

Wyzwolenie, i co dalej?

W stolicy Małopolski Józef Bellert mógł bezpiecznie doczekać końca wojny. Gdy dotarły do niego informacje o tym, co dzieje się w Auschwitz-Birkenau, nie potrafił jednak siedzieć bezczynnie. W styczniu 1945 r. Niemcy przeprowadzili ewakuację obozu, zmuszając do morderczego marszu prawie 58 tys. więźniów. Pozostali, którzy ze względu na fatalny stan zdrowia nie byli w stanie podnieść się z prycz, mieli zostać zamordowani. Szybkie postępy sowieckich wojsk i upadek dyscypliny w niemieckich szeregach sprawiły jednak, że ten plan nie został zrealizowany. Kilka tysięcy osób zachowało życie i w oczekiwaniu na wyzwolenie obserwowało podpalone przez uciekających hitlerowców krematoria.

Sowieci dotarli do Oświęcimia 17 stycznia 1945 r. Na miejscu znaleźli ok. 600 ciał zamordowanych lub zmarłych z powodu chorób i wyczerpania więźniów. Pozostali jeszcze żyli, ale potrzebowali natychmiastowej pomocy. Część z nich otrzymała ją w małym szpitalu zorganizowanym przez ochotników na terenie kopalni Brzeszcze, a część w sowieckich szpitalach polowych. Kilkunastoosobowa grupa lekarzy i pielęgniarek nie była jednak w stanie otoczyć opieką wszystkich. W związku z trudną sytuacją w obozie zwołano naradę, w której wzięli udział przedstawiciele władz rządowych oraz kilku lekarzy. Podczas dyskusji padła propozycja przetransportowania chorych do Krakowa. Ze względu na brak wystarczającej liczby miejsc w szpitalach i niebezpieczeństwo wybuchu epidemii groźnych chorób, na które cierpiało wielu więźniów, została jednak odrzucona. W spotkaniu brał udział także dr Bellert, który przedstawił zgromadzonym pomysł zorganizowania szpitala w samym Oświęcimiu. Zapewnił, że ma zespół zaufanych ludzi i doświadczenie zdobyte nie tylko na frontach I i II wojny światowej, ale także w obozie przejściowym Durchgangslager 121 Pruszków, gdzie pracował krótko po klęsce powstania warszawskiego. To tam zrozumiał, że do hurtowego uśmiercania ludzi nie potrzeba komór gazowych – wystarczą złe warunki sanitarne i brak jedzenia.

Szkielety pokryte skórą

Doktor Bellert szybko otrzymał zgodę na otwarcie szpitala. Najważniejsze decyzje dotyczące organizacji placówki podjął jeszcze przed wyjazdem do Oświęcimia. Wtedy postanowił przetransportować ciężarne i karmiące kobiety w bezpieczniejsze miejsce, odizolować obłąkanych oraz oczyścić i odkazić pomieszczenia, w których przebywali chorzy. Realizację ostatniego z wymienionych zadań powierzył ochotnikom ze wspomnianego już szpitala w Brzeszczach.

W ciągu dwóch dni od podjęcia decyzji o organizacji placówki dr Bellert zebrał pierwszy zespół specjalistów, gotowych do rozpoczęcia ciężkiej pracy na rzecz potrzebujących. W skład grupy weszło kilku lekarzy (m.in. Jan Perzyński, Jan Jodłowski, Jadwiga Magnuszewska i Zdzisław Makomaski), kilkanaście pielęgniarek (na czele z Genowefą Przybysz) oraz ok. 20 sanitariuszek i sanitariuszy. W pierwszych dniach lutego większość z nich dotarła do Oświęcimia. Na początku przeraziła ich skala zorganizowanego przez Niemców zespołu obozów koncentracyjnych. Najbardziej przygnębiający okazał się jednak widok ludzi mieszkających w drewnianych barakach.

Józef Bellert wyliczył, że w całym obozie po wyzwoleniu przebywało ok. 4500–4800 osób, z których 2500 znajdowało się w KL Birkenau, 1500 w KL Auschwitz, a 600 w Monowitz-Dwory. Większość z nich stanowili Żydzi. Więźniowie cierpieli na tak poważne choroby jak dur brzuszny, gruźlica i tzw. choroba obozowa (zanik organów trawiennych, który sprawiał, że chory nie mógł przyjmować pokarmów i odzyskiwać sił). Wielu z nich miało ropiejące rany, odleżyny, odmrożenia rąk i nóg. Praktycznie wszyscy byli zagłodzeni: „Szkielety pokryte skórą ziemistego koloru, dorośli wagi 25 do 35 kg” – zanotował dr Bellert. Chorzy bali się ludzi w białych fartuchach, drżeli ze strachu na myśl o zastrzykach i wyjściu do łaźni. To wszystko kojarzyło im się ze śmiercią zadawaną przez niemieckich oprawców. Potrzebowali czasu, aby zrozumieć, że polscy lekarze i pielęgniarki starają się im pomóc.

Byliśmy potrzebni

W pierwszej kolejności wszyscy chorzy zostali umyci, przebrani i ułożeni w czystej pościeli. Zbudowano dla nich latryny, zadbano o odpowiednie wyżywienie. Poprawa warunków życiowych była konieczna, ale nie stanowiła gwarancji wyleczenia z groźnych chorób. Potrzeba było odpowiednich leków. Ich zdobycie w czasach powojennych stanowiło nie lada wyzwanie. Personel szpitala w Auschwitz-Birkenau miał wiele szczęścia, odkrywając kwaterę SS, w której przechowywano m.in. zapasy chininy. Większość potrzebnych leków załatwiał jednak sam dr Bellert.

Szpital Obozowy PCK w Oświęcimiu funkcjonował przez 8 miesięcy. W tym czasie pracowało tam w sumie 38 lekarzy, ściągniętych na miejsce przez dr. Bellerta. W pomoc chorym zaangażowało się także ok. 40 medyków, którzy sami byli więźniami Auschwitz-Birkenau. Biorąc pod uwagę skalę wyzwania, które przed nimi wszystkimi postawiono, można stwierdzić, że efekty ich pracy były zadowalające. Dyrektor placówki zanotował, że spośród niespełna 5-tysięcznej grupy pacjentów zmarło 462. Pozostali opuścili obóz o własnych siłach. „Dzisiaj wspominamy kilkumiesięczny okres pracy w obozie zgrozy i piekła i zdajemy sobie sprawę, że byliśmy tam bardzo potrzebni” – pisał Józef Bellert.

Po wojnie doktor jeszcze przez wiele lat pracował w swoim zawodzie. Do końca życia pomagał biednym i chorym. Za swoją pracę na rzecz byłych więźniów Auschwitz-Birkenau został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Złotym Krzyżem Zasługi.•

Dostępne jest 21% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.