Misja specjalna

Marcin Jakimowicz

|

GN 17/2020

publikacja 23.04.2020 00:00

Dlaczego ruszył „jeszcze dalej niż północ”? Był na tyle doświadczony, by wiedzieć, że to nie może się inaczej skończyć. Sporo przeżył, jego braci wymordowano, a sam musiał salwować się ucieczką. Co pchnęło przyjaciela cesarza i papieża do tak ryzykownej misji?

Na Drzwiach Gnieźnieńskich przedstawiona jest historia misji i śmierci św. Wojciecha. Na Drzwiach Gnieźnieńskich przedstawiona jest historia misji i śmierci św. Wojciecha.
wikipedia

Po ludzku to niedorzeczne. Bez skierowania snopa światła na Boga nie można zrozumieć Wojciecha, jego wyborów, rezygnacji z zaszczytów, stopniowego ogałacania się i ostatecznie szalonej misji na północ.

Z tej śmierci życie tryska

Gniezno już na zawsze będzie mi się kojarzyło z błyszczącymi oczami karmelitanek. Zamknęły się za kratami, bo „pozwoliły się uwieść”. Pamiętam ich opowieść o mijanym na korytarzu klasztornym krzyżu. Siostra Maria od Dzieciątka Jezus wieczorami podchodziła do niego i całowała stopy Jezusa. Zmarła w Wielki Czwartek. „Pamiętaj o przymierzu” – szeptała przed śmiercią. „W moim sercu jest pokój. Jestem cała Twoja, a Ty jesteś mój. Przyjmuję wszystko, co mi dajesz. Amen, amen, amen…”

Myślę o tych słowach usłyszanych w Karmelu nieopodal grobu św. Wojciecha. Przecież to również jego historia! Tak, „z tej śmierci życie tryska”. Jaki klucz znaleźć do jego misji? Jan Paweł II, który 3 czerwca 1997 r. odwiedził grób świętego z okazji 1000. rocznicy jego śmierci, wskazał na jedność: „Wojciech jest natchnieniem dla tych, którzy dziś pracują nad zbudowaniem nowej Europy, z uwzględnieniem jej korzeni kulturowych i religijnych. Jego świadectwo jest nieprzemijające, gdyż cechuje je przede wszystkim umiejętność harmonijnego łączenia różnych kultur”. Jerzy Łojek i inni historycy podkreślają element państwowotwórczy i cementujący dopiero co ochrzczoną wspólnotę. A abp Grzegorz Ryś, cytując najstarszy żywot św. Wojciecha, ukazał go jako „człowieka życia, a nie śmierci”. „Służył chorym, ubogim i potrzebującym jako student i jako biskup, nie zostawiając dla siebie niemal nic (…). Jego wybór miłosierdzia był wyborem ubóstwa. Nie skarżył się, że mu brakuje na nowe świątynie. Największym jego dramatem było to, że nie starczało mu pieniędzy, żeby wykupić chrześcijańskich niewolników. To był największy ból, dla którego po raz pierwszy zrezygnował z praskiego biskupstwa” – opowiadał metropolita łódzki, zauważając, że w opisującej św. Wojciecha kronice Kanapariusza jak refren wraca stwierdzenie, że to, co „trudne i gorzkie, musi stać się słodkie”. „Tu chodzi o miłość, bo miłość czyni to, co gorzkie, słodkim” – podsumował abp Ryś.

Myślę, że kluczem do zrozumienia Wojciecha jest jego asceza i benedyktyńskie „ora et labora”. Ten szlachetnie urodzony przyjaciel możnych tego świata, mąż stanu (określenia tego nie znano w X wieku, ale naprawdę nie jest ono na wyrost!) stopniowo wchodził w ogołocenie.

Dostępne jest 29% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.