Droga Krzyżowa na placu św. Piotra

KAI

publikacja 11.04.2020 07:44

Nie w Koloseum, jak zazwyczaj, lecz na pustym placu św. Piotra w Watykanie papież Franciszek przewodniczył w wielkopiątkowy wieczór nabożeństwu Drogi Krzyżowej. Rozważania przygotowało duszpasterstwo więzienne z Zakładu Karnego „Due Palazzi” w Padwie.

Droga Krzyżowa na placu św. Piotra PAP/EPA/MASSIMO PERCOSSI

Wśród autorów było 5 więźniów, a także rodzice zamordowanej córki, matka osoby osadzonej, córka mężczyzny skazanego na dożywotnie więzienie, wychowawczyni więzienna, katechetka, zakonnik-wolontariusz, sędzia, oficer policji penitencjarnej oraz kapłan niesłusznie oskarżony, a następnie uniewinniony przez sąd. Zebrali je kapelan ks. Marco Pozza i wolontariuszka Tatiana Mario.

Trasa Drogi Krzyżowej, wyznaczona ustawionymi na bruku zapalonymi zniczami, rozpoczęła przy stojącym pośrodku placu św. Piotra obelisku, prowadziła wokół niego, a następnie ku łaskami słynącemu krucyfiksowi z rzymskiego kościoła św. Marcelego, ustawionemu przed podejściem do zadaszonego podium, na którym zwykle papież odprawia na placu Msze św. Stamtąd Franciszek przewodniczył nabożeństwu.

Krzyż od stacji do stacji niosło pięć osób związanych z padewskim więzieniem: były więzień Michele, dziś przedsiębiorca; dyrektor tego zakładu karnego Claudio Mazzeo, wicekomisarz policji penitencjarnej Maria Grazia Grassi, funkcjonariuszka tej policji Tatiana oraz kapelan więzienia ks. Marco Pozza, a także pięcioro lekarzy i pielęgniarzy z watykańskiej służby zdrowia, opiekujących się chorymi na koronawirusa w dwóch rzymskich szpitalach, w tym endokrynolożka Esmeralda Capristo i anestezjolog Paolo Maurizio Soave. Przy ostatniej, czternastej stacji, krzyż trzymał papież, przyciskając do niego swe czoło.

We wprowadzeniu do rozważań autorzy zaznaczyli, że towarzyszenie Chrystusowi na Drodze Krzyżowej jest „głosem tych, którzy zamieszkują świat więzień, jest okazją do udziału w niezwykłym pojedynku między Życiem a Śmiercią, odkrywając przy tym, jak nici dobra krzyżują się nieuchronnie z nićmi zła”. Jednocześnie jest wyrazem wiary w to, że „również w mrokach więzień rozbrzmiewa pełna nadziei wieść: «Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego». Jeśli chwyci się Go za rękę, to ktoś, kto był w stanie dopuścić się nawet najbardziej odrażającej zbrodni, będzie mógł stać się uczestnikiem najbardziej nieoczekiwanego zmartwychwstania”. I w ten sposób „Droga Krzyżowa (Via Crucis) staje się Drogą Światła (Via Lucis)”.

W rozważaniach do stacji pierwszej („Jezus na śmierć skazany”) więzień skazany na dożywocie zauważył, że wielokrotnie w sądach i w gazetach rozbrzmiewa donośnie krzyk: „Ukrzyżuj go!”, który słyszał także pod swoim adresem. „Przypominam bardziej Barabasza niż Chrystusa, a jednak najokrutniejszym wyrokiem jest moje sumienie: w nocy otwieram oczy i szukam rozpaczliwie światła, aby rozjaśniło moją historię” - wyznał więzień, który - jak napisał - nie utracił poczucia wstydu za swoją przeszłość, za popełnione zło. „Czuję się Barabaszem, Piotrem i Judaszem w jednej osobie. Przeszłość jest czymś, co budzi we mnie wstręt, chociaż wiem, że jest to moja historia” – dodał mężczyzna. Tłumaczył, że choć „dziwnie to brzmi”, ale więzienie było jego wybawieniem, gdyż Chrystus, tak jak on skazany, przyszedł do niego, aby być bliżej niego i wychować go do życia.

Przy stacji drugiej („Jezus bierze krzyż na swe ramiona”) rodzice, którym zamordowano córkę pytali: „Dlaczego właśnie nas dosięgło to zło?”. Czas nie zmniejszył ciężaru ich krzyża i są „skazani na cierpienie już do końca”, gdyż padli ofiarą „najgorszego bólu, jaki istnieje”: przeżycia śmierci własnego dziecka. A jednak „w chwili, gdy rozpacz zdaje się przeważać, Pan na różne sposoby wychodzi nam naprzeciw, udzielając nam łaski wzajemnej miłości jako małżonkowie, wzajemnego wspierania się, choć z trudem”. Przekonywali, że miłość Boga jest w stanie „odrodzić życie, gdyż Jego Syn Jezus doświadczył przed nami ludzkiego bólu, aby móc odczuwać wobec niego należne współczucie”.

Więzień piszący rozważania do stacji trzeciej („Jezus upada po raz pierwszy”) czuje się „współczesną wersją łotra, który błaga Chrystusa: «Wspomnij na mnie!»”, którego „bardziej niż skruszonego”, wyobraża sobie „jako kogoś świadomego tego, że idzie błędną drogą”. Zło narastało w nim od dzieciństwa i doprowadziło do morderstwa. „To, że nie wierzyłem w to, że na świecie istnieje dobro, było moim pierwszym upadkiem. Drugi – zabójstwo – było jakby jego skutkiem: wewnątrz byłem już umarły” – przyznał więzień.

Matka osoby osadzonej, komentująca stację czwartą („Jezus spotyka swą Matkę”) podkreśliła, że ani przez chwilę nie doświadczyła „pokusy pozostawienia swego syna w obliczu jego wyroku”, choć dzień jego aresztowania zmienił całe życie rodziny, która jak gdyby „poszła do więzienia wraz z nim”. Zawierzyła syna Matce Bożej, bo Ona przeżywała te same cierpienia w drodze na Kalwarię i towarzyszyła Mu swoją obecnością. „To samo chcę robić także ja. Wzięłam na siebie winy swego syna, poprosiłam o wybaczenie również tego, co było moją odpowiedzialnością. Proszę dla siebie o miłosierdzie, którego tylko matka potrafi doświadczyć, aby mój syn mógł powrócić do życia po odpokutowaniu swej winy. Modlę się nieustannie za niego, aby dzień po dniu mógł się stawać odmienionym człowiekiem, zdolnym do kochania na nowo samego siebie i innych” - wyznała matka.

Kolejny więzień przy stacji piątej („Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Jezusowi”) zwrócił uwagę, że krzyż życia za murami więzienia jest ciężki. Jednak są tam Szymonowie Cyrenejczycy - „to drugie imię wolontariuszy, tych, którzy wchodzą na tę kalwarię, aby pomagać nieść krzyż; są to ludzie, którzy odrzucają prawo tłumu, podążając za głosem sumienia”. „Starzeję się w więzieniu: marzę, aby pewnego dnia znów zaufano mi jako człowiekowi. Abym stał się Cyrenejczykiem dla kogoś” - podkreślił więzień.

Stacja szósta („Weronika ociera twarz Panu Jezusowi”) stała się dla przychodzącej do osadzonych katechetki okazją do opowieści o słuchaniu „ludzi zrozpaczonych, którzy w ciemnościach więzienia próbują znaleźć wyjaśnienie przyczyny zła, które wydaje się im nieskończone”. Znają oni „smak porażki i samotności, wyrzutów sumienia i braku zrozumienia”. Stara się ona patrzeć na nich „ponad uprzedzeniami”, tak, „jak Chrystus spogląda oczami pełnymi miłości na nasze kruchości i nasze ograniczenia”, gdyż „każdy, również osoby skazane, może codziennie stawać się nową osobą, dzięki temu spojrzeniu, które nie osądza, ale wlewa życie i nadzieję”.

Następny osadzony przy stacji siódmej („Jezus upada po raz drugi”) przyznał, że pierwszy raz upadł, gdy sprzedawał narkotyki i zniszczył przez to swą rodzinę, która też trafiła za kraty. Drugim upadkiem było pytanie: „Kim ja jestem, aby Chrystus umierał za mnie?”. „Dopiero dziś odważyłem się przyznać się do tego: w ciągu tych lat nie wiedziałem, co czyniłem - napisał więzień. - Teraz, gdy to wiem, z Bożą pomocą próbuję odbudować swoje życie. Winien jestem to swoim rodzicom: wiele lat temu wystawili na sprzedaż nasze najcenniejsze rzeczy, gdyż nie chcieli, abym wiódł życie na ulicy. Winien jestem to przede wszystkim samemu sobie: myśl, że zło nadal ma kierować moim życiem, jest nie do zniesienia. Stała się moją drogą krzyżową”.

Stacja ósma („Jezus spotyka niewiasty jerozolimskie”) jest dla córki mężczyzny skazanego na dożywocie okazją do wyznania, że jest pierwszą ofiarą swego ojca, bo od 28 lat dorasta bez niego. Aby być blisko ojca, przemierzyła Włochy z południa na północ śladem więzień, w których był przetrzymywany. „Życie zmusiło mnie do stania się kobietą, nie pozostawiając mi czasu na bycie dzieckiem. W naszym domu można odnaleźć całą Drogę Krzyżową” - żaliła się kobieta. I dodała: „Dla takich jak my, nadzieja jest obowiązkiem”.

Kolejna osoba uwięziona, która komentowała stację dziewiątą („Jezus upada po raz trzeci”) przyznała, że częste upadanie „staje się również swoistym wyrokiem, tak jakbyśmy nie byli już zdolni, by stać na nogach”. „Jako człowiek upadałem zbyt wiele razy: tyle samo powstawałem” - dodał mężczyzna, który będąc w więzieniu został dziadkiem. „Kiedyś mojej wnuczce nie powiem o złu, które popełniłem, a jedynie o dobru, jakiego zaznałem. Powiem jej, kto, gdy leżałem na ziemi, przyniósł mi miłosierdzie Boże” - stwierdził więzień. Wyznał przy tym, że „w więzieniu prawdziwą rozpaczą jest poczucie, że nic w twoim życiu nie ma już żadnego sensu: jest to szczyt cierpienia, czujesz się najbardziej samotny ze wszystkich samotnych na świecie”. „To prawda, że rozsypałem się na tysiąc kawałków, ale piękne jest to, że te kawałki można jeszcze złożyć z powrotem. To nie jest łatwe. To jedyna rzecz, która nadal ma tutaj znaczenie” - podkreślił mężczyzna.

Przy stacji dziesiątej („Jezus obnażony z szat swoich”) wychowawczyni więzienna wskazała, że za kraty wchodzi człowiek pozbawiony wszystkiego: „ogołocony z wszelkiej godności z powodu popełnionych grzechów, z wszelkiego szacunku dla siebie i dla innych”, a często nawet pozbawiony „tego, co konieczne do zrozumienia popełnionego zła”. „Wyczuwam, że ich życie może zacząć się na nowo, podążając w innym kierunku, ostatecznie porzucając zło” - napisała kobieta, która wybrała tę pracę po tym, jak jej matka została zabita w zderzeniu czołowym przez chłopca odurzonego narkotykami. „Postanowiłam od razu odpowiedzieć na to zło dobrem. Ale chociaż kocham tę pracę, czasem trudno mi znaleźć siłę, by ją kontynuować. W tej tak delikatnej służbie, aby móc podtrzymać wiele istnień, które są nam powierzone i którym każdego dnia grozi katastrofa, sami nie możemy czuć się porzuceni” - zauważyła wychowawczyni.

Autorem rozważań do stacji jedenastej („Jezus przybity do krzyża”) był ksiądz niewinnie oskarżony, a następnie uniewinniony. „Wisiałem na krzyżu przez dziesięć lat: to była moja droga krzyżowa wypełniona dokumentami, podejrzeniami, oskarżeniami, obelgami” - przyznał duchowny, który za każdym razem, w sądzie, szukał wiszącego krzyża i wpatrywał się weń. Wielu ludzi wraz z nim modliło się za chłopca, który go oskarżył. „W dniu, w którym zostałem całkowicie uniewinniony, odkryłem, że jestem szczęśliwszy niż dziesięć lat temu: namacalnie doświadczyłem działania Boga w moim życiu. Powieszone na krzyżu, moje kapłaństwo zajaśniało” - napisał kapłan.

Sędzia penitencjarny przy stacji dwunastej („Jezus umiera na krzyżu”) zwrócił uwagę, że nie może przygwoździć człowieka do jego wyroku, gdyż „oznaczałoby to potępienie go po raz drugi”. Człowiek musi jednak odpokutować za zło, które popełnił, gdyż inaczej byłoby to bagatelizowaniem jego przestępstw, usprawiedliwieniem „jego niedopuszczalnych działań, które spowodowały fizyczne i moralne cierpienie innych ludzi”. Prawdziwa sprawiedliwość jednak możliwa jest jedynie dzięki miłosierdziu, które „nie przybija człowieka do krzyża na zawsze”, lecz pomaga mu powstać, „ucząc go zrozumienia tego dobra, które, pomimo popełnionego zła, nigdy całkowicie w jego sercu nie gaśnie”. „Jedynie poprzez ponowne odkrycie swojego człowieczeństwa, osoba skazana będzie mogła rozpoznać je w drugim, w ofierze, której wyrządziła cierpienie” - tłumaczył sędzia.

Rozważając stację trzynastą („Jezus zdjęty z krzyża”) zakonnik-wolontariusz, przychodzący do więzienia od 60 lat, przyznał, że więźniowie zawsze byli jego nauczycielami. Dzięki nim zrozumiał, że mógłby być na ich miejscu, gdyby jego życie potoczyło się w innym kierunku. „My, chrześcijanie, często popadamy w ułudę i czujemy się lepszymi od innych, jakby możliwość zajmowania się ubogimi pozwalała nam stawać się sędziami innych, skazując ich tyle razy, ile chcemy, bez jakiejkolwiek apelacji” - ubolewał zakonnik. Jego zdaniem „w więzieniu nadal grzebie się ludzi żywcem: są to historie życia, których nikt już nie chce”. „Chrystus powtarza mi za każdym razem: «No dalej, nie przestawaj. Weź ich ponownie w ramiona». Nie mogę Go nie słuchać: nawet w najgorszym człowieku zawsze jest On, niezależnie od tego, jak bardzo pamięć o nim okryta jest błotem” - przekonywał wolontariusz.

Rozważania do ostatniej, czternastej stacji („Jezus złożony do grobu”) napisał oficer policji penitencjarnej. Podkreślił, że więzienie przemienia: dobry człowiek może stać się sadystą, a podły - stać się lepszym. Celem jego pracy jest „dać kolejną szansę tym, którzy opowiedzieli się po stronie zła”. Wymaga to z jego strony humanizmu, rozwijania ludzkich relacji, przekładających się na „gesty, wrażliwość i słowa, które mogą coś zmienić, nawet jeśli są wypowiedziane po cichu”. „Moim małym pragnieniem jest bycie wzorcem dla tych, których spotykam za kratami. Staram się jak najlepiej bronić nadziei ludzi, którzy dali za wygraną, przestraszeni myślą, że kiedy pewnego dnia wyjdą, grozi im ponowne odrzucenie przez społeczeństwo. W więzieniu przypominam im, że z Bogiem ostatnie słowo nie będzie nigdy należało do żadnego grzechu” - napisał oficer.

Na zakończenie Drogi Krzyżowej papież udzielił błogosławieństwa.