To nie ich wina

Tomasz Rożek

Kilka pań nauczycielek stało się pośmiewiskiem całego kraju, gdy wystąpiły w telewizyjnym paśmie Szkoła z TVP. Telewizja publiczna miała szansę pokazać, że w chwili zagrożenia, szczególnie po rekordowo wysokiej dotacji, jest w stanie przyjąć na siebie ciężar zorganizowania edukacji. Koncertowo poległa. 

To nie ich wina

Najbardziej żal mi nauczycielek. Tak, popełniały błędy, wysławiały się niezręcznie, były przerażone sytuacją, w której się znalazły. Ale nie one są temu winne. Wiem to, bo od lat pracuję z kamerą i wiem, jakie to trudne. To telewizja nie udźwignęła wyzwania i naraziła wizerunek tych kobiet na poważny uszczerbek. Hejt, z jakim się spotkały, nie jest absolutnie zasłużony. Złośliwe memy, przerobione filmiki, krążące po internecie jak wirus fejki i wycinki z ich wpadkami, to jest coś, co może (dosłownie) zabić. Jak one mają wrócić do szkoły, do pracy z dziećmi po pandemii? 

Nie znam żadnej z tych pań, ale wiem jak powinna wyglądać praca na planie. Nauczycielki nie dostały najmniejszego wsparcia. Gdzie był kierownik planu, który przypilnowałby rekwizytów czy pomocy naukowych? Gdzie był realizator, który pilnowałby kadrów? Gdzie wsparcie merytoryczne, ktoś, kto słuchałby, czy prowadząca nie popełniła ze stresu jakiegoś głupiego błędu? Gdzie montażysta, który wyciąłby niezręczności czy powtórzenia? W niektórych przypadkach nie było nawet porządnego telewizyjnego makijażu. Kto o zdrowych zmysłach stawia przed kamerą kogoś bez przygotowania, bez prób kamerowych i bez jakiegokolwiek wsparcia, zakładając, że udźwignie 25 minut mówienia? 

Tych kilka kompromitujących lekcji przykryło słuszną z konieczności ideę prowadzenia w telewizji lekcji. Wiele dzieci nie ma dostępu do szybkiego internetu i własnego komputera. Wiele szkół ograniczyło swoją aktywność w czasie epidemii do rozsyłania ogromnej ilości materiałów, które dziecko ma przerobić w domu samo. Gdy w domu jest jeden komputer, często wykorzystywany przez któregoś rodzica, i dwójka albo trójka rodzeństwa, odcinamy dzieci na kilka tygodni od edukacji. W środku Europy, w XXI wieku.
Telewizja doskonale wie, jak robić dobry technicznie program. Na pokładzie ma bardzo dobrych specjalistów. Wiem, że było mało czasu, ale to absolutnie nie usprawiedliwia poziomu tej realizacji. Krytyka jest tutaj całkowicie uzasadniona, ale jej adresatami nie powinny być te kobiety. One – jak się okazuje – często zostały postawione przed sytuacją, w której nie miały specjalnie dużego wyboru, bo przynajmniej niektóre do wystąpienia były delegowane. Za wyjątkowo podłe uważam naśmiewanie się z nich i pozbawione wszelkich granic hejtowanie. Szczególnie, gdy robią to dziennikarze, z których przynajmniej część doskonale wie, jak różni się rzeczywistość studia telewizyjnego od tej, w której funkcjonujemy na co dzień. No ale jest wojna, a na wojnie nie bierzemy jeńców. Ofiarami tej politycznej wojny stały się panie, które w ogóle nie powinny się znaleźć w tak przygotowanym studio. Dzisiaj ich życie zawodowe legło w gruzach. Niesłusznie i niesprawiedliwie stały się symbolem fuszerki i żenady, w jakie je wstawiono. Ci odpowiedzialni siedzą wygodnie w gabinetach. Przy okazji zakopano jak najbardziej słuszną ideę popularyzacji nauki w szerokozasięgowym medium, a w szczególności - lekcji na czas kryzysu. Szkoda. Tym większa, że wiele z lekcji w TVP prowadzą wybitni pedagodzy.