Matka

ks. Adam Pawlaszczyk

|

GN 14/2020

publikacja 02.04.2020 00:00

W pierwszym dniu Wielkiego Postu usłyszeliśmy słowa proroka Joela. Pan Bóg mówił do nas wówczas: „Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem, przez post i płacz, i lament. Rozdzierajcie jednak serca wasze, a nie szaty!”.

29 maja 1981 r., nazajutrz po śmierci Prymasa Tysiąclecia, przeniesiono trumnę 
do kościoła Wniebowzięcia NMP i św. Józefa Oblubieńca, gdzie społeczeństwo mogło oddać mu hołd. 29 maja 1981 r., nazajutrz po śmierci Prymasa Tysiąclecia, przeniesiono trumnę do kościoła Wniebowzięcia NMP i św. Józefa Oblubieńca, gdzie społeczeństwo mogło oddać mu hołd.
Zbigniew Matuszewski /caf/pap

1. Nawrócenie serca

Już wtedy tak właśnie określiliśmy cel Wielkiego Postu: „rozdarcie”, nawrócenie serca. Nie przyszło nam wówczas do głowy, że to będzie Wielki Post inny niż wszystkie dotychczasowe. Że serca rozdarte będą bardziej niż szaty same z siebie. Że zasłonięty wielkopostny krzyż oglądać będzie można jedynie na monitorze. Że Komunia Święta duchowo przyjmowana, dla niektórych nowa, będzie głównym sposobem duchowego jednoczenia się z Bogiem. Że otwarte serdecznym światłem kraciaste wrota konfesjonałów mogą się zamknąć, a łatwość uzyskania w naszych, polskich warunkach sakramentalnego rozgrzeszenia przestanie być tak oczywista. Koronawirus pomieszał nam szyki. Nastraszył przed przyszłością. Nauczył pokory. Jest tak z pewnością dlatego, że człowiekowi XXI wieku, obeznanemu z życiem wirtuozowi nonszalancji, przypomniał zasadnicze „memento mori”. Pamiętaj, że umrzesz. To również cytat z liturgii otwierającej Wielki Post. Jeszcze nigdy głowy posypane popiołem nie były tak rozpalone gorączką uciekania przed śmiercią. To był wyjątkowy Wielki Post. A serca, które z konieczności udały się na odosobnienie od świata, zdobyły wyjątkową umiejętność: dystans do tego, co wydawało się niezatapialne. Pokorę wobec tego, co niewygodne. To prawda – w Wielkim Poście 2020 roku chyba po raz pierwszy mogliśmy czytać Ewangelię bezpośrednio z twarzy innych ludzi. Wszystkim tym ludziom należy się wdzięczność. I każdemu z Was, drodzy Czytelnicy!

2. Rekolekcje wielkopostne

Praktykę odbywania rekolekcji znamy wszyscy. Czy to indywidualne, czy zbiorowe, czy parafialne, czy inne… To tak oczywiste, że bardziej być nie może. W każdej parafii, we wszystkich wspólnotach wierzący w czasie Wielkiego Postu zwołują się na rekolekcje. W tym roku... nie zwołano ich tak jak dotychczas. Nie mogliśmy się gromadzić. Któż z nas przypuszczał, że idea gościowych rekolekcji „do czytania” będzie dla niektórych jedyną szansą, by w ogóle wziąć udział w rekolekcjach? Nikt. Jak zauważyliśmy na początku, rekolekcje są po to, żeby się pozbierać. Ale jak zbierać siebie w czasach epidemii? Gabriel Garcia Marquez w powieści „Miłość w czasach zarazy” napisał: „Mieć kogoś, kto by mnie rozumiał – oto moja jedyna potrzeba życiowa”. Te słowa bardzo dosadnie oddają większość naszych ludzkich potrzeb i pragnień. Niekoniecznie dlatego, iżbyśmy sami siebie mieli nie rozumieć. Raczej dlatego, że dzielić z kimś życie można jedynie wówczas, gdy każdy z dzielących czuje się zrozumiany. W rekolekcjach nie chodzi o to, żeby zrozumieć Boga. Raczej o to, żeby zrozumieć siebie tak, jak rozumie nas On. Jeżeli choć trochę nasz drogi Czytelnik postąpił naprzód na tej drodze poznawania siebie, to możemy uznać dzieło za wypełnione, przynajmniej w części.

3. Rekolekcjonista – Stefan kardynał Wyszyński

„Pasja Prymasa” to był nasz wybór na Wielki Post w roku upływającym pod znakiem wielkiej postaci Prymasa Tysiąclecia, kard. Stefana Wyszyńskiego. Niebawem ma zostać ogłoszony błogosławionym. Był wielkim mężem stanu i wielkim mistykiem – dla naszego cyklu wielkopostnego oba te czynniki, równie istotne, miały być też równoważne. Teza była następująca: bliski Chrystusowi w oddaniu Matce Bożej, oddany był człowiekowi, jak każdy święty, i dobru wspólnemu, jak każdy mąż stanu. W ostatnim odcinku staniemy razem pod krzyżem umierającego Chrystusa. Wraz z przywoływanym tu często Romanem Brandstaetterem wejdziemy raczej w wewnętrzny skarbiec Jego umierania. Śmierci, która dała światu życie. Ale i staniemy przy łożu umierającego kard. Stefana Wyszyńskiego. Te rekolekcje, „zbieranie się” w sobie, miały być z nim jako rekolekcjonistą. Czy mogłoby zatem zabraknąć w nich tego największego życiowego sprawdzianu, którym jest dla człowieka jego umieranie?

4 kwietnia 1955 r., a zatem 65 lat wstecz od chwili, w której bierzesz, drogi Czytelniku, do ręki ten numer „Gościa Niedzielnego”, kard. Wyszyński zapisał swoją refleksję o namaszczeniu Jezusa przez Marię w Betanii opisanym w Ewangelii według św. Jana. Było to namaszczenie niejako na śmierć. Prymas napisał między innymi: „Wonność spłynęła nie tyle z alabastrowej urny, ile z duszy. Dom betański – to obraz Kościoła. A wonność – to chwała Pańska, która wypełnia cały Dom Boży, cały Kościół. Woń serc wdzięcznych, oddanych Bogu, jest największą radością Boga”. Piszemy o śmierci kardynała Stefana Wyszyńskiego w tygodniu, w którym męka i śmierć Jezusa Chrystusa stają w centrum naszego zainteresowania – w centrum życia Kościoła. Niech zatem nasze serca pachną w tym ostatnim tygodniu Wielkiego Postu. Na większą chwałę Boga. I w ten sposób niech zakończy się ten Wielki Post. Zmartwychwstaniem do życia zupełnie nowego... •

Przeczytaj cały cykl

Dostępne jest 51% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.