Kropka PL

Jacek Dziedzina

|

GN 13/2020

publikacja 26.03.2020 00:00

Kapitał nie ma narodowości, życie gospodarcze reguluje wyłącznie „niewidzialna ręka rynku”, a państwa narodowe tracą na znaczeniu… Czy w dobie walki z epidemią ktoś jeszcze w to wierzy?

Siedziba spółki Orlen Oil w Jedliczu, gdzie ruszyła produkcja płynu do dezynfekcji rąk. Siedziba spółki Orlen Oil w Jedliczu, gdzie ruszyła produkcja płynu do dezynfekcji rąk.
Darek Delmanowicz /PAP

Nie wiemy, dokąd nas to wszystko zaprowadzi, ale dominuje przekonanie, że pandemia już teraz zmieniła nasze wyobrażenie o świecie i samą rzeczywistość. Na naszych oczach chyba ostatecznie sypią się m.in. wymienione we wstępie trzy dogmaty neoliberalnego wyznania wiary. Dziś okazuje się, że kapitał jednak ma narodowość, „niewidzialna ręka rynku” bez interwencji państwa to ślepa uliczka, a państwa narodowe mają pierwszeństwo przed organizacjami międzynarodowymi. Na marginesie walki z koronawirusem dokonuje się pozytywna, choć bolesna weryfikacja tych prostych, lekceważonych do niedawna prawd.

Patriotyzm dochodowy

Oczywiście, gdyby wyrażenie „kapitał nie ma narodowości” traktować literalnie, całkowicie dosłownie, to faktycznie należałoby przyznać, że narodowość może mieć tylko konkretny człowiek, a nie kapitał. W praktyce jednak chodzi przecież właśnie o właściciela kapitału, a to już ma znaczenie. W Polsce najbardziej czytelnym przykładem przez lata były m.in. banki, z których większość została najpierw sprzedana zagranicznemu kapitałowi, a dopiero od niedawna następuje ich stopniowa repolonizacja. Podczas Forum Ekonomicznego w 2017 roku pełniący wówczas obowiązki szefa SGB Banku Jarosław Dąbrowski trafnie zauważył, że „aspekt narodowy kapitału pokazał przede wszystkim kryzys finansowy z lat 2008–2009 – wówczas wiele banków wycofywało się z finansowania niektórych rynków, choć nie przemawiały za tym względy ekonomiczne”. Możliwe, że gdyby nie interwencja ówczesnych polskich władz u swoich odpowiedników w zachodnich stolicach, część banków wycofałaby się zupełnie z naszego kraju. Taka interwencja nie byłaby potrzebna, gdyby wcześniej banki nie zostały sprzedane zagranicznemu kapitałowi. A każde państwo potrzebuje stabilnego systemu bankowego, więc jest czymś naturalnym, że powinien on znajdować się w rękach rodzimego kapitału.

Czy to oznacza, że w tej filozofii priorytetem przestaje być rentowność, a stają się nim bliżej nieokreślone „cele patriotyczne”? To fałszywe przeciwstawienie, bo rentowny biznes to równocześnie wzrost zamożności społeczeństwa i siły całego państwa. Ale właśnie z tego względu każdy gospodarz każdego kraju chce dbać po pierwsze o to, by zyski zostawały na miejscu, a nie były wyprowadzane na zewnątrz, a po drugie o to, by w razie chwilowych zawirowań kapitał nigdzie nie uciekał.

Niemcy pilnują swego

Tak naprawdę hasło „kapitał nie ma narodowości” przez lata służyło jako uzasadnienie powszechnego w naszej części Europy przejmowania wielu strategicznych sektorów gospodarki przez kapitał zachodni. Jednocześnie na Zachodzie, zwłaszcza we Francji i w Niemczech, zaczęła się panika, gdy francuskie czy niemieckie firmy zaczął wykupywać… kapitał z Chin. Nagle w Unii Europejskiej rozpoczęto prace, które miałyby powstrzymać czy mocno utrudnić przejmowanie kluczowych dla gospodarki firm przez kapitał spoza Wspólnoty. Nagle okazało się, że kapitał jednak ma narodowość.

Obecny kryzys z nową siłą pokazuje, że tak właśnie jest. Trzymajmy się przykładu najbliższego, czyli Niemiec. „Będziemy unikać wyprzedaży niemieckich koncernów. Trzeba umożliwić tymczasowe i ograniczone wsparcie przez państwo, a także kupowanie udziałów i przejmowanie firm” – takie słowa wypowiedział niedawno niemiecki minister gospodarki Peter Altmaier. Ponieważ kryzys wywołany pandemią uderzył najmocniej m.in. w przemysł motoryzacyjny, władze centralne i w poszczególnych landach już głośno mówią, że należy „zbadać wszelkie opcje prawne blokowania potencjalnych ofert kupna niemieckich firm”. Najmocniej wyraził to premier Bawarii: „Jeśli większość gospodarki Bawarii i Niemiec skończy w obcych rękach, kiedy wreszcie minie ten kryzys, to wówczas nie tylko dojdzie do kryzysu służby zdrowia, ale także do głębokiego naruszenia globalnego ładu gospodarczego. Musimy się na to przygotować”.

Realny kapitalizm

To oczywiście wiąże się z naruszeniem drugiego dogmatu skrajnego liberalizmu, czyli mitycznej „niewidzialnej ręki rynku”, która rzekomo samodzielnie reguluje życie gospodarcze. Od razu zaznaczmy: to nie jest tak, że alternatywą jest socjalizm i tzw. centralne planowanie. To prawda, że im mniej państwo się wtrąca do prowadzenie działalności gospodarczej, tym dla niej lepiej. Ale jednocześnie rolą państwa jest nie tylko stwarzanie odpowiednich warunków do prowadzenia swobodnej działalności (głównie poprzez korzystny system podatkowy), ale również jakaś forma interwencjonizmu w sytuacji, gdy wielu gałęziom gospodarki grozi bankructwo, tak jak obecnie. Gdy rząd Mateusza Morawieckiego zapowiedział stworzenie tzw. tarczy antykryzysowej, już nikt rozsądnie myślący nie próbował powoływać się na argumenty, które w normalnej sytuacji byłyby zapewne podnoszone: że to socjalizm i sztuczne – za pieniądze wszystkich – podtrzymywanie upadających firm. Kryzys uświadomił wszystkim, że ślepą uliczką – nomen omen – jest doktrynerskie trzymanie się zasady „niewidzialnej ręki rynku”. W interesie każdego z nas jest utrzymanie działalności firm wszystkich branż, a w warunkach epidemii bez pomocy państwa jest to niemożliwe.

Ale jeśli ktoś nadal chciałby utrzymywać, że polskie władze chcą wydać „nasze pieniądze” na ratowanie bankrutów, przywołajmy znowu przykład Niemiec: rząd Angeli Merkel właśnie obiecał wsparcie firm zarówno realną gotówką, jak i konkretnymi regulacjami. „Der Spiegel” podaje, że ma powstać fundusz o wartości aż 500 mld euro na wspieranie firm, którym grozi niewypłacalność z powodu pandemii. Poza tym powstaje rządowy fundusz o wartości ok. 50 mld euro dla osób pracujących na samozatrudnieniu lub zatrudniających niewielką liczbę osób. To na razie wstępne założenia, a Berlin całkiem poważnie bierze pod uwagę, że pomoc dla firm sięgnie w sumie nawet 700 mld euro. Socjalizm? Czy jednak… realny kapitalizm?

Gdzie Rzym, gdzie Szanghaj

To, że kapitał ma narodowość, w czasach kryzysu, jaki obecnie przeżywamy, widać najwyraźniej w przypadku strategicznych dla bezpieczeństwa państwa branż. I dochodzi jeszcze jeden element: ważne, by znajdowały się one w rękach państwa. Nie chodzi tylko o zasilanie budżetu czy tzw. bezpieczeństwo energetyczne, ale też o możliwość odgórnego skierowania spółek skarbu państwa na odcinek walki z pandemią. Orlen, PGE, Lotos, LOT, PGNiG, KGHM… – to tylko niektóre koncerny, które przeznaczyły konkretne kwoty na szpitale zmagające się z organizacją pracy w tym trudnym okresie, ale także przestawiły część produkcji na zaspokajanie bieżących potrzeb, w tym na przykład na produkcję płynów dezynfekujących. A w przypadku LOT-u możliwe było przeprowadzenie akcji „Lot do domu” dla Polaków przebywających za granicą, którzy po zamknięciu granic chcieliby wrócić do kraju. Za bilety zainteresowani musieli oczywiście zapłacić (co jest oczywiste, bo w normalnych warunkach też musieliby opłacić powrót), ale część kosztów pokryło właśnie państwo.

To wszystko prowadzi nas do konkluzji, którą jest obalenie trzeciego dogmatu neoliberalizmu: wbrew temu, co przez lata dominowało w polityce europejskiej, nie jest tak, że państwa narodowe straciły na znaczeniu, a realną rolę do odegrania w dobie globalizacji mają organizacje ponadnarodowe. Kryzys wywołany pandemią jak na dłoni pokazał to, co było jasne dla wszystkich, którzy z tym dogmatem dyskutowali: w obliczu takich wyzwań państwo narodowe jest niezastąpione.

Ale to jeszcze nic, bo w wersji optymistycznej byłaby jednak jakaś rola do odegrania przez organizacje międzynarodowe. A my jesteśmy świadkami całkowitej niemocy nie tylko ONZ, ale – co dla nas najważniejsze – Unii Europejskiej. Czy to Bruksela z całą biurokracją stała się motorem walki z pandemią, czy raczej stolice poszczególnych państw? Owszem, Komisja Europejska zapowiedziała pakiet pomocowy dla firm zagrożonych upadkiem, tyle tylko, że to i tak środki z naszych wspólnych składek, a po drugie – jego wartość (przeznaczona dla 27 państw!) jest dwukrotnie niższa niż pakiet pomocy samych Niemiec dla niemieckich firm. Na tym tle dość kuriozalnie zabrzmiała propozycja jednego z komisarzy, by w czasie pandemii internetowe kanały i platformy filmowe, jak Netlix czy YouTube… obniżyły jakość streamingu, by nie przeciążać sieci. W tym samym czasie oddalone od Brukseli o ponad 1000 km Włochy potrzebowały natychmiastowej pomocy w postaci sprzętu medycznego, który owszem, dotarł, ale… z oddalonego o ok. 9000 km ­Szang­haju. •

Dostępne jest 29% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.