Po prostu inny świat

GN 13/2020

publikacja 26.03.2020 00:00

O tym, jak nie bać się i zaufać Bogu w czasach koronawirusa, mówi ks. Wojciech Wegrzyniak.

Po prostu inny świat Roman Koszowski /Foto Gość

Marcin Jakimowicz: Ma Ksiądz mąkę i papier toaletowy?

Ks. Wojciech Węgrzyniak: Tak. Ziemniaki i jajka też. Bo na co jak na co, ale na placki ziemniaczane trzeba być zawsze gotowym.

Zakazane słowo „śmierć” załomotało do naszych ekranów i monitorów. Ludzie oczekują pocieszenia, a Ksiądz im podpowiada: „Sporządź testament”...

Jeśli nie teraz, to kiedy? Może już nigdy przed naszą śmiercią nie będziemy przeżywali takich dni, które zmuszają do myślenia o sensie życia, gotowości na śmierć, kruchości życia i niepewności jutra. Nie chodzi o fizyczną konieczność spisania testamentu, bo prawo i rodzina poradzą sobie z nami po śmierci bez naszych decyzji. Chodzi o to, co robił chociażby Jan Paweł II: napisał testament i co roku w czasie rekolekcji go aktualizował, zostawiając nie tylko dyspozycje co do drobnych rzeczy, ale przede wszystkim pisząc o tym, co było dla niego największą wartością. Ten Wielki Post to naprawdę dobry czas, żeby usiąść i napisać czy nagrać swoje przesłanie o tym, co dla nas najważniejsze. Dla niektórych to może też dobra okazja, żeby przegadać w rodzinie i podjąć decyzje o podziale majątku, tak by potem nie było kłótni rodzinnych przez lata.

Pandemia odkryła w ludziach ogromne pokłady lęku. Biorą Biblię i czytają: „Nie bój się”, „Nie lękaj się”. Ale jak to się robi? – pytają.

Wezwanie do spokoju słowami „nie bój się” wydaje się nielogiczne, bo jak można komuś, kto ma lęk wysokości, mówić, by się nie bał przepaści. W tym wezwaniu chodzi jednak nie tyle o to, że ja ci nakazuję się nie lękać, ile o to, że obiecuję ci swoją obecność: nie bój się, nie jesteś sam, damy radę, jestem przy tobie. Nie ma nic gorszego w strachu niż samotność. Słowa „nie lękaj się”, wypowiadane w Biblii przez Boga Ojca, Jezusa czy aniołów, mają w sobie ten mocny przekaz: znam twoje uczucia, wiem, co czujesz i chcę cię zapewnić, że nie zostaniesz w tej sytuacji sam.

Jeremiasz słyszy: „Nie lękaj się ich, abym cię czasem nie napełnił lękiem”. Psalmista zapewnia: „W nocy nie ulękniesz się strachu” (Ps 91). Czy wejście w lęk jest moją decyzją?

Jest i… nie jest. Nie jest w znaczeniu emocji. To nie moja wina, że się boję. Jestem rozbitkiem na morzu i boję się, że nikt mnie nie uratuje. To normalne. Może być jednak moją decyzją, kiedy odrzucam pomoc, bo uważam, że powinien mnie uratować najnowocześniejszy statek rządowy, a nie Robinson Cruzoe na drewnianej tratwie. O to chodzi Jeremiaszowi. Jeżeli będziemy się bali ludzi bardziej niż Boga, to nie przestaniemy się bać nigdy. A to już jest nasza decyzja, czy w chwilach trwogi, chodząc po wodzie jak Piotr, będziemy patrzyli w oczy Jezusowi czy skupiali się tylko na niebezpiecznych falach.

Nie trzeba było długo czekać. W sieci pojawiło się mnóstwo nauczań, komentarzy szantażujących innych lękiem. Niektórzy mówili wprost: „Teraz Bóg przychodzi ze sprawiedliwością, a nie miłosierdziem”. Lęk jest językiem Boga?

Jest i nie jest. Przed chwilą cytowaliśmy Jeremiasza, że Bóg napełni nas lękiem. Mówiąc jednak precyzyjniej, trzeba by powiedzieć, że lęk nie jest językiem Boga, ale językiem braku Boga. Po burzy na jeziorze Jezus wyrzuca apostołom: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże brak wam wiary!” (Mk 4,40). Po zmartwychwstaniu mówi do swych uczniów: „Pokój wam” (J 20,19). Św. Jan, który pisze, że „Bóg jest miłością, kto trwa w miłości, trwa w Bogu (1 J 4,16), dwa wersety dalej dopowie: „W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk” (1 J 4,18). Oczywiście musimy zrozumieć siebie, musimy zrozumieć też tych, którzy szukają zrozumienia tego, co się dzieje. Homo sapiens tak ma, że próbuje zrozumieć. W tym sensie zwierzęta chyba mają prościej, bo uciekają przed niebezpieczeństwem, a nie dyskutują, czyja to wina. Jednak homo Dei wierzy w to, że tam, gdzie jest Ojciec Wszechmogący, dziecko ma się tylko wtulić w Jego ramiona. Wtedy przyjdzie pokój.

Wiele osób pozamykanych w domach pisało, że wreszcie rozumieją słowa: „Zabiorą im Pana młodego, a wtedy będą pościć”. To czas rekolekcji?

Najlepszy. Niepowtarzalny. Nic tak nie skłania do myślenia o życiu jak życie. Po wypadku w Siloam Jezus mówi: „Myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jeruzalem? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie” (Łk 13,4-5). To musiało dać do myślenia.

Na tydzień przed ogłoszeniem stanu zagrożenia epidemicznego (był to jeszcze czas, gdy ludzie tłumnie spacerowali po ulicach) szedłem obok sklepu z gadżetami. Nie było w nim prawie nikogo. A zawsze był oblegany przez młodych. Nagle zorientowali się, że te gadżety nie są im potrzebne. Da się żyć (choć to trudne) nawet bez transmisji meczów... Zmieniły się nam priorytety?

Zmieniły. Każdy, kto chociaż raz był ciężko chory, wie, jak wszystko może się zmienić. Wtedy cały świat wydaje się nieważny. Liczy się jedynie to, by nie bolało, i całe myślenie, emocje i nadzieja obracają się tylko wokół choroby. To akurat dobra szkoła tego, że kiedyś wszystko trzeba będzie zostawić. Kto wie, może wielu mężczyzn zrozumie wreszcie żony, dla których mecze nigdy nie były istotne. Po prostu inny świat. Inne priorytety.

„Mając natomiast żywność i odzienie, i dach nad głową, bądźmy z tego zadowoleni” (1 Tm 6,8). Znajomi pisali mi, jak bardzo zaczęli być wdzięczni za to, co mają. Co odkrył na nowo ks. Węgrzyniak?

Dopiero odkrywam, więc powiem, kiedy całkiem odkryję. Na razie dziękuję Bogu za czas, ciszę, modlitwę. Co będzie, zobaczymy.

W czasie siedzenia w domach mnóstwo rodzin musiało wyjść poza szablonowy komunikat „podaj sól”. Albert Camus pisał: „Jedyny sposób, żeby ludzie byli razem, to zesłać im dżumę”. Przesadził?

Albert Camus nie znał internetu. Nie wiedział, że nawet w domach można się zamknąć przed bliskimi. Nie da się jednak ukryć, nawet na plebaniach, że to czas odkrywania siebie nawzajem, troski o relację z tymi, którzy są dla nas fizycznie najbliżsi. A skoro są fizycznie najbliżsi, to byłoby dobrze, żeby i duchowo nie byli obcy. W końcu Bóg nie mówi „Miłuj wszystkich”, ale „Miłuj bliźniego swego”.

W niedzielę nasze domy stały się świątyniami?

Zawsze były. Święty Paweł pisze, że nasze ciała są „świątynią Ducha Świętego” (1 Kor 3,16). Poza tym jako członkowie Ciała Chrystusa jesteśmy również w pewnym sensie Kościołem. Mówi się też o tym, że rodzina jest domowym Kościołem. To jest absolutnie niepowtarzalny czas, żeby odkryć tajemnicę Boga w nas i w naszych bliskich. Żeby nie myśleć, że Bóg jest zamknięty tylko w kościele, w tabernakulum. Pomyślmy logicznie. Skoro przyjmujemy Jezusa do serca, skoro Bóg jest w naszym sercu, my sami stajemy się żywymi tabernakulami. A skoro my jesteśmy tabernakulami, to i nasze domy są Jego świątynią.

Wyobraża sobie Ksiądz Triduum Paschalne bez wiernych? Gdy nikt nie odpowie na zawołanie „Oto drzewo krzyża” czy „Światło Chrystusa!”.

Wyobrażam sobie nawet to, że nie dożyję Triduum. Wszystko jest możliwe. Wierzę jednak, że pozwolimy na to, by chociaż pięćdziesiąt osób mogło być na liturgii, albo przynajmniej 10, jak w Izraelu. Bezpieczeństwu to nie zagrozi wiele, a nam pomoże bardzo. A jeśli nawet będzie zakaz dla wiernych, my, księża, postaramy się być i duchownymi, i wiernymi. Póki jesteśmy i póki żyją na świecie ludzie, będziemy oddawać cześć Bogu tak jak potrafimy i tak jak możemy.•

Ks. dr Wojciech Węgrzyniak

Ur. w 1973 r. w Niedzicy święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. z rąk kard. Franciszka Macharskiego. Rekolekcjonista, adiunkt w Katedrze Egzegezy Starego Testamentu na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie.

Dostępne jest 28% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.