Nie zamykajcie nam kościołów

Ewa K. Czaczkowska

|

GN 11/2020

publikacja 12.03.2020 00:00

W okresach dramatycznych, także w czasach zarazy, kościoły były miejscami, gdzie ludzie trwali na modlitwie, szukali nadziei, wypraszali u Boga oddalenie klęsk.

Nie zamykajcie nam kościołów

To była we Włoszech niedziela precedensów. Najpierw, po raz pierwszy od niemal 70 lat, papież nie odmówił modlitwy na Anioł Pański z wiernymi zgromadzonymi na placu św. Piotra, ale sam, w bibliotece Pałacu Apostolskiego. Ta zmiana została, oczywiście, spowodowana epidemią koronawirusa. Cóż, każde rozwiązanie w obecnej sytuacji – Anioł Pański z okna w Pałacu Apostolskim czy w bibliotece – będzie pewnie różnie oceniane. Bo z jednej strony, owszem, wykluczono by ewentualne kolejki do kontroli pirotechnicznej przed wejściem na plac św. Piotra, ale z drugiej strony wiadomo, że gdzie jak gdzie, ale akurat na tym placu można zachować środki ostrożności, czyli zalecane większe odległości między stojącymi. Ta odmienna w formie modlitwa papieża na Anioł Pański odbyła się w sytuacji, gdy w samym Rzymie do niedzielnego południa bardziej drastycznych obostrzeń (prócz zamkniętych szkół i uniwersytetów) co do życia publicznego jeszcze nie wprowadzono. W niedzielę po południu okazało się, że tamtejszy episkopat w całym kraju do 3 kwietnia odwołał uroczystości religijne, w tym pogrzeby i Msze św.

Do niedzieli zaś najgorzej, gdy chodzi o rozwój epidemii i obostrzenia, było na północy Włoch, gdzie kościoły padły – chciałoby się powiedzieć – pierwsze ofiarą zarządzeń władz o ograniczaniu publicznych spotkań. Te władze to biskupi tamtejszych diecezji, którzy na prośbę organów państwowych już w lutym, w ostatnim tygodniu miesiąca ze Środą Popielcową, zakazali odprawiania Mszy św. Nadal otwarte były sklepy i supermarkety, kursowały autobusy, metro, otwarte były restauracje, a bary tak nierozłącznie związane z włoskim stylem życia – od godz. 6 rano do 6 po południu. W kościołach zaś, gdzie (kto był we Włoszech, ten wie) w ciągu tygodnia na Mszach nie bywa więcej niż kilkanaście osób – odprawianie Mszy św. zostało zakazane. Znak czasu? Od ostatniej zaś niedzieli większość z dostępnych jeszcze miejsc publicznych na północy Włoch zamknięto, ale działają one w pozostałej części kraju. Nigdzie natomiast nie ma Mszy św. dla wiernych. W całych Włoszech! Tego nigdy jeszcze w historii włoskiego chrześcijaństwa nie było.

Nie brak jest i we włoskich katolickich mediach głosów zdziwienia i krytyki. Wszak od wieków w okresach dramatycznych, także w czasach zarazy, kościoły były miejscami, gdzie ludzie karmiąc się Eucharystią, trwali na modlitwie, szukali nadziei, wzmacniali siły ducha do przetrwania i pomocy innym, wypraszali u Boga oddalenie klęsk. A dziś? 88-letni kapłan, który tłumacząc się brakiem informacji, odprawił Mszę św. dla kilku wiernych, ponieść ma karę. Czy włoscy katolicy zaczną się zbierać na Msze św. w katakumbach? Kto wie.

Panika rośnie. W Polsce również. Tym bardziej więc warto pamiętać o zachowaniu równowagi między wiarą i rozumem, między fides i ratio, tymi dwoma skrzydłami, które – jak pisał Jan Paweł II w encyklice o tej samej nazwie – unoszą człowieka ku kontemplacji Prawdy – ku Bogu. W przeciwnym razie rozum popada w pychę, a wiara w fideizm. Skutki tego widzimy. Panika to w jakiejś mierze efekt załamania wsączanego w nas przeświadczenia, że nauka może dziś wszystko, że lada moment znajdzie panaceum na każdą chorobę, to tylko kwestia czasu i ceny. Z drugiej strony pojawiają się tak głupie tłumaczenia jak owego kaznodziei z Kalisza, który ogłosił, iż epidemia koronawirusa to boska kara za grzechy homoseksualizmu, związki partnerskie i aborcję. Notabene szkoda, że nie pociągnął wątku dalej. Ciekawie byłoby usłyszeć, jaka według niego epidemia byłaby karą za pedofilię w Kościele. Ja akurat w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu byłam w kościele franciszkanów na Nowym Mieście w Warszawie i miałam szczęście słyszeć mądre kazanie o największej zarazie wszech czasów, czyli o grzechu naszym powszednim. Nieuchwycony w odpowiednim momencie rozwija się szybko, czyniąc wielkie szkody nie tylko w życiu indywidualnym, ale społecznym, bo każdy grzech, jak każda zaraza, ma skutki społeczne. Na szczęście na tę zarazę Kościół ma lekarstwo – sakramenty. Warto o tym pamiętać, tak jak o częstym myciu rąk czy zaniechaniu na jakiś czas podawania sobie rąk na znak pokoju.

Zachowując więc równowagę między fides i ratio, mam prośbę do władz kościelnych, bo to od nich ostatecznie ta sprawa zależy, by w razie rozwoju epidemii nie zamykać u nas kościołów i nie zakazywać odprawiania Mszy św. W tym wypadku, jak sądzę, prymas Wyszyński potwórzyłby swoje słynne: Non possumus. Rozpocznijmy też w kościołach wspólnie modlić się za wszystkich cierpiących z powodu epidemii, gdziekolwiek na świecie, i o oddalenie zarazy. Nie czekajmy, aż rozprzestrzeni się tak, by zanosić błagalne supliki. Módlmy się wspólnie już teraz. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.