Czy Bóg tu jeszcze mieszka?

Beata Zajączkowska

|

GN 10/2020

publikacja 05.03.2020 00:00

Co pozostało z chrześcijaństwa w Holandii? Pustoszejące kościoły są zamykane lub przerabiane na buddyjskie świątynie, bary, muzea, trasy do jazdy na deskorolkach. – Zmniejsza się liczba wiernych, ale rośnie ich jakość. Stajemy się Kościołem z wyboru, gdzie ludzie chcą żyć według wiary – mówi kard. Willem Eijk.

Utrecht to siedziba największej w Holandii archidiecezji. Za 8 lat będzie tu już tylko 20 parafii. Utrecht to siedziba największej w Holandii archidiecezji. Za 8 lat będzie tu już tylko 20 parafii.
istockphoto

Jedna z holenderskich gazet opublikowała raport zatytułowany „Kraj, w którym Bóg już nie mieszka”. Uzasadnieniem tej tezy miały być dane statystyczne mówiące o drastycznym spadku liczby wierzących i, jak napisano, nieprzystawalności wolnej holenderskiej duszy do wymogów chrześcijaństwa. Na 3,7 mln osób deklarujących się jako katolicy (stanowiący obecnie ok. 20 proc. populacji, co oznacza spadek o 40 proc. w stosunku do lat 60. XX w.) zaledwie 153 tys. uczęszcza w niedziele na Mszę św. (i to nieregularnie). W całym kraju są 1384 kościołyi 686 parafii. Na przykład w kierowanej przez kard. Eijka archidiecezji Utrechtu, największej w Holandii, w 2007 r. było ok. 200 parafii, a w ciągu najbliższych 5–8 lat zostanie ich 20. W ciągu czterech dekad liczba katolików w Utrechcie zmniejszyła się o 200 tys., mimo przybycia rzeszy migrantów zarobkowych (w tym Polaków) i bliskowschodnich chrześcijan. 60 proc. Holendrów deklaruje się jako ateiści lub agnostycy.

Ziemia misyjna

– Moja ojczyzna stała się misyjną ziemią, na której tradycja chrześcijańska wymarła. Chrystus wciąż jednak tu żyje – mówi bp Ron van den Hout. Wskazuje, że kraj ponosi bolesne konsekwencje sekularyzacji, na drogę której wszedł jako pierwszy w Europie. – Płacimy za dekady zaniedbywania katechezy. Nie nauczyliśmy ludzi stawiać pytań o Boga i sens życia ani nie ukazaliśmy im piękna i mocy chrześcijaństwa – mówi bp van den Hout. Z tą opinią zgadza się kard. Eijk i wylicza zniszczenia, jakie dokonały się na skutek ultraliberalnych reform w holenderskim Kościele po Soborze Watykańskim II. Kiedy w 1965 r. rozpoczynał naukę w liceum, wszyscy jego koledzy chodzili z rodzicami do kościoła. Kilka lat później z całej klasy w Kościele pozostał tylko on i jeszcze jeden kolega. Katechezę prowadzili księża, ale na lekcjach nie mówili o Jezusie. – Słyszałem od nich o Che Guevarze, rewolucji seksualnej i hipisowskiej wolności, jednak nie padło ani jedno słowo na temat sakramentów i ich znaczenia dla życia chrześcijanina – wspomina kard. Eijk. Powołanie odkrył dzięki proboszczowi ze swej rodzinnej miejscowości, który pociągnął go prostotą i miłością do Eucharystii. Wspomina też mocno kontestowaną wizytę Jana Pawła II w Holandii w 1985 r., która należała do najtrudniejszych pielgrzymek papieża Polaka. Od daty podróży nazwę wziął powstały wówczas Ruch 8 maja, którego uczestnicy wyznawali liberalną teologię i kontestowali papieskie nauczanie m.in. na temat moralności chrześcijańskiej. – Większość moich parafian należała do tego ruchu. Już wówczas pokazywało to kierunek, w jakim zmierza Kościół w Holandii – wspomina kardynał. To dlatego dzisiejsze pokolenie dziadków nie zna wiary i nie może jej przekazać swym dzieciom i wnukom.

Dostępne jest 34% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.