Rekolekcje zamknięte

Ten czas to papierek lakmusowy mojej wiary. Czy wierzę w Boga wszechmogącego, obecnego w każdej sytuacji mojego życia czy jedynie zasłaniam się swoją pobożnością i mnożeniem religijnych praktyk przed wejściem w żywą, osobistą relację z Nim.

Rekolekcje zamknięte

Takich rekolekcji dawno nie było. W wymiarze globalnym - chyba nigdy dotąd. Przeżywaliśmy już zbiorowe rekolekcje umierania i śmierci Jana Pawła II, ale to było zupełnie inne doświadczenie. W tamtym momencie oczy całego świata skierowane były w jedno konkretne miejsce - w okno, za którym odchodził stary święty papież. Owszem, były modlitwy, pojednania i nawrócenia. I chwała za nie Bogu. Mieliśmy jednak możliwość przeżywania tego czasu jakoś tak wspólnie, bez lęku i w wielkim pokoju.

Teraz zostaliśmy zmuszeni, aby wejść do swojej izdebki i w niej się zamknąć. Dosłownie. Zafundowano nam rekolekcje zamknięte, w dodatku doprawione lękiem, niepewnością i poczuciem totalnej bezradności. Bo oto okazało się, że w zasadzie nie mamy żadnej kontroli nad rzeczywistością za zamkniętymi drzwiami. Wszystkie plany, które mieliśmy, przynajmniej na kilka następnych dni czy tygodni, wzięły w łeb. Przewidywalny z grubsza świat, z dnia na dzień przestał taki być.

Wielokrotnie przekonywałam się jak żywe i trafione jest Słowo Boże na konkretny czas. "Paś lud Twój, Panie, laską Twoją, trzodę dziedzictwa Twego, co mieszka SAMOTNIE w lesie, pośród ogrodów" - modli się prorok Micheasz w Pierwszym Czytaniu. W Ewangelii czytamy o zagubionym w świecie synu, który wraca do domu (sic!) ojca. Odszedł, bo myślał, że jest samowystarczalny; że relacja ze staroświeckim ojcem i introwertycznym bratem to śmierć za życia; że młodość i gruby portfel zapewnią mu bezpieczeństwo i spokojne życie. Na własnej skórze boleśnie przekonał się, że nic w tym świecie nie jest pewne. W ciągu kilku dni, a nawet godzin można stracić bardzo wiele. Wojna zabiera całe mienie. Ciężka choroba - siły, zdrowie. Bezrobocie - pracę, oszczędności. Śmierć - wszystko. Tylko jedno jest pewne: miłość Ojca.

"Tam, gdzie zbyt długo trwa taka nasza samowystarczalność, tam obraz Boga oddziela się od Jego obecności. Sami sobie wystarczamy - pisał ks. Krzysztof Grzywocz. - Dopiero chwile próby, kiedy jest za mało chlebów i ryb, żeby wykarmić rodzinę; kiedy nie ma wina; kiedy jest jakaś burza, odsłaniają w nas naszą bezradność. Oby sprawiły one, że naprawdę spotkamy żyjącego Boga, że spotkamy nie tylko nasze obrazy Boga, prawdziwe czy nieprawdziwe, ale spotkamy żywego Boga. Przeżyta bezradność pokazuje mi, że muszę zawierzyć Bogu swoje życie. Nie jestem drugim Bogiem. To nie jest tak, że Bóg spotkał Boga i teraz sobie dialogują jak partnerzy. Bez Niego nic nie mogę uczynić. Zupełnie nic!".

Bardzo trudno jest przeżywać Wielki Post bez możliwości udziału w Eucharystii, rekolekcjach wielkopostnych, nabożeństwach czy modlitwach wspólnotowych. Paradoksalnie jednak ten brak może stać się początkiem nawrócenia. I nie chodzi tylko o pokutę i żal za grzechy, ale o to, o co tak naprawdę chodzi w Wielkim Poście - o nowe przylgnięcie do Boga, zbudowanie z Nim osobistej relacji, odkrycie Jego niewyobrażalnej miłości do mnie, która doprowadziła Go aż na krzyż. Ten czas to papierek lakmusowy naszej wiary. Czy wierzę w Boga wszechmogącego, obecnego w każdej sytuacji mojego życia czy jedynie zasłaniam się swoją pobożnością i mnożeniem religijnych praktyk przed wejściem w żywą, osobistą relację z Nim.

Bóg czasem odziera nas boleśnie z rzeczy i spraw, które wydają nam się niezbędne w życiu, ale przysłaniają nam to, co najważniejsze: Jego Miłość.