Misterium inne niż wszystkie

Małgorzata Gajos

publikacja 01.03.2020 20:10

"Myślałem o tobie wcześniej, aniżeli ty o Mnie, wcześniej niż przyjąłem człowieczeństwo". 29 lutego 2020 miała miejsce premiera nowego i niezwykłego Misterium Męki Pańskiej na salezjańskiej scenie w Krakowie.

Misterium inne niż wszystkie Misterium Męki Pańskiej 2020. Agnieszka Krzyształowicz

Kiedy jechałam do Krakowa na kolejne Misterium przygotowane przez kleryków salezjańskich, zespół "Ziemia Boga", pod kierunkiem reżysera i aktora Marcina Kobierskiego, przyszedł mi do głowy tytuł artykułu – "Misterium inne niż wszystkie". Co prawda, powinno się raczej najpierw coś zobaczyć, a potem wymyślać tytuł, ale po obejrzeniu stwierdzam, że był on trafiony.

To Misterium jest inne niż wszystkie, które do tej pory widziałam. Każde Misterium Marcina Kobierskiego jest wyjątkowe i niepowtarzalne. A ja za każdym razem zastanawiam się, czy pomysły Ducha Świętego mogą się  skończyć? Zdecydowanie nie, a przedstawienia, na które jeżdżę co roku od kilku lat, są na to żywym dowodem. Jeden temat, a ile ujęć. Ile nowych spojrzeń na postacie! 

"Módl się za kapłanów!"

Reżyser jest niesamowitym obserwatorem tego, co dzieje się wokół nas. Za każdym razem przynajmniej w moim odczuciu Misterium wychodzi naprzeciw współczesnych problemów. Tym razem skupia się na kapłanach. Budzi nasze sumienia, że my również jesteśmy za nich odpowiedzialni. Nasze modlitwy, post, ofiary za nich są niezmiernie potrzebne.

Pewnego rodzaju wyrzutem sumienia staje się postać siostry Wandy Boniszewskiej – stygmatyczki, która została skazana na 10 lat łagru. Nigdy wcześniej o niej nie słyszałam, możliwość poznania tej wyjątkowej osoby (która modliła się za kapłanów) poprzez przedstawienie była czymś niezwykłym. Gdy zapytałam Marcina o postać Boniszewskiej, odpowiedział: "Dosyć dawno ją już odkryłem. Zmarła w 2003 roku i fascynowało mnie to, że losy mojego życia biegły tuż obok osoby, która miała stygmaty. Szukając tematu do tego Misterium przypomniała mi się rozmowa z jednym salezjaninem, który powiedział mi "Kobierski módl się dużo za młodych księży". I nagle to mi się nałożyło z Wandą, która cierpiała za księży, która dużo się za nich modliła. I zapragnąłem, żeby mieć takie Misterium, w którym kapłaństwo będzie na pierwszym planie i poczułem, że będzie to takie odnowienie godności kapłańskiej. Też mojej modlitwy za kapłanów."

Zerwane relacje

Reżyser podejmuje także temat ojcostwa i relacji z dziećmi w bardzo subtelny sposób w postaciach Jaira i jego córki, a także Judasza i jego ojca. - Na początku założyłem sobie, żeby Judasz był inny w tych latach jeszcze kiedy nie miał pomysłu, żeby zdradzić. Chciałem go ukazać jako osobę, która bardzo wierzy Jezusowi, jest nakręcony, taki idealistyczny. Takie duże dziecko, bo duże dziecko łatwo się rozczarowuje. I ten ojciec był mi trochę potrzebny, żeby tę młodzieńczość Judasza ukazać. Ojciec czyni Judasza takim ludzkim - i dodaje - Bo my go tak szybko przekreślamy i mamy w głowie stereotyp. Wczoraj się dowiedziałem, po co jest ojciec Judasza. Dla mnie to jest działanie Ducha Świętego, że ja często coś piszę, bo wydaje mi się, że to będzie dobre i nagle potem ktoś mi to tłumaczy. Wczoraj ktoś mi powiedział, że "ten ojciec Judasza to Bóg Ojciec, który ciągle nas szuka i który ciągle mówi: będę czekał na ciebie synku". 

Tę najbardziej oryginalną postać - ojca Judasza - zagrał kleryk Piotr Leśnikowski. Jak to jest grać ojca Judasza? Odpowiada: "Pomimo tego, że jest to postać budząca wiele emocji i tych pozytywnych i negatywnych to w roli ojca Judasza czuję się dobrze. Grany przeze mnie bohater jest niewątpliwie bardzo ciekawą osobowością, budzi trochę żalu, ale mam nadzieję, że i również odrobinę sympatii. W pełni też odzwierciedla taki stereotyp ojcostwa we współczesnym świecie. Choć tego nie ma w scenariuszu to wydaje mi się, że moja rola to po prostu historia typowego ojca, który przegapił pewien istotny moment w życiu swojego syna i pod wpływem nalegań swojej żony/matki Judasza stara się odnaleźć swoje dziecko czyli niejako naprawić tę zaniedbaną relację. Kiedy na samym początku sztuki ojciec znajduje swojego syna to jest już niewątpliwie za późno na jakąkolwiek interwencje z jego strony. Wynika to pewnie z faktu, że ojciec nie potrafi zrozumieć do końca fascynacji Judasza Jezusem i denerwuje go to, że jego miejsce - ojca biologicznego zajął „jakiś” cieśla z Galilei. To wcielanie się w postać ojca Judasza uczy mnie, by nieustannie poszukiwać tych, którzy pogubili się w swoim życiu, zwłaszcza z powodu braku tej relacji do ojca. Mam nadzieję, że w tym bezimiennym bohaterze odnajdzie się niejedna głowa rodziny".

Umieranie nie może być komfortowe

Po raz pierwszy zetknęłam się z utożsamieniem kobiety cierpiącej na krwotok ze świętą Weroniką, co jak się okazuje w tradycji ma swoje uzasadnienie. Bardzo podobało mi się przenikanie czasów współczesnych z czasami Jezusa. Jest kilka takich niezwykle mocnych akcentów. Dla mnie osobiście najtrudniejszym i najmniej komfortowym momentem jest śmierć Chrystusa. Można powiedzieć, że ten moment aż się dłuży, ale właśnie o to chodzi. Widz nie może czuć się komfortowo. Mamy sobie uświadomić, co Jezus dla nas zrobił, że na krzyżu oddał za nas życie. Ta scena budzi nas. Reżyserowi udało się też wyważyć dwie płaszczyzny i ta współczesna (nowa) nie przysłania nam tego, co najważniejsze, a więc samego Misterium Męki Pańskiej. Ona  ma nam jedynie pomóc w jeszcze większym zrozumieniu miłości Chrystusa. 

Rola Jezusa chyba jest jedną z najtrudniejszych. Kleryk Krystian Lipiński, który Go gra, zwraca uwagę, że każdy widz ma swoje wyobrażenie Jezusa i to nie ułatwia sprawy. Zapytany, co wniosła w jego życie ta rola, odpowiada: "Otworzyła mi ona oczy na Eucharystię, pewnie ze względu na to, że przygotowuje się do kapłaństwa. Sam element wieczernika w Misterium robi na mnie ogromne wrażenie i daje mi do myślenia, że to co wydarzyło się dwa tysiące lat temu, dzieje się teraz w każdej świątyni. Rola Jezusa pozwoliła mi spojrzeć z wysokości krzyża na Maryję i Jana. Widok nie do opisania... Z jednej strony jest to tylko gra na scenie, z drugiej strony dotyka spraw nieziemskich, nadprzyrodzonych. Z jednej strony wchodzę w buty Jezusa, a z drugiej doświadczam wzruszenia, wzgardy i cierpienia, które nawet nie jest namiastką tych Chrystusowych. Moja rola dotyka jeszcze innej kwestii.  Kapłana - naśladowcy Jezusa. Jest wielu wiernych naśladowców wśród kapłanów, są też ci którzy pobłądzili i nie ukazują miłości Zbawcy do ludzi. To właśnie za nich Wanda cierpiała, by się nawrócili." 

To nie jest tylko sztuka

Mnie osobiście zawsze poruszają świadectwa kleryków o współpracy z Marcinem. Jego troska, by to nie była tylko gra, ale forma ewangelizacji. To nie ma być sztuka dla sztuki. W końcu to Misterium. W rozmowie z Marcinem uderzyło mnie to, jak wspominał, że czasem pojawia się pokusa, by może pewne znane sceny przyspieszyć, a potem sobie uświadamia, że przecież właśnie one są kluczowe. Przecież ukazujemy Mękę Chrystusa. Tego nie można przyspieszyć. Reżyser genialnie operuje pojawiającymi się obrazami, dźwiękiem. Rzadko się zdarza, żeby ktoś miał takie wyczucie. 

Kleryk Adrian Arkita gra tak naprawdę kilka postaci, choć postać Wołodii wysuwa się na plan pierwszy. "Moja rola jest na tyle trudna, że gram czarny charakter. A wydaję mi się, że granie takiej postaci zawsze jest trudne, szczególnie gdy momentami trzeba być agresywnym czy krzyczeć. Wymaga na pewno dużych nakładów emocjonalnych. Ale to też pomaga przechodzić nad jakimiś swoimi ograniczeniami".  

Co uświadomiła mu rola? "Uświadomiła mi, że mimo że jest to postać na wskroś negatywna, to każdy z nas będzie miał możliwość stanięcia przed Bogiem. Że moment śmierci może być momentem opowiedzenia się za lub przeciw Bogu. Jednak wierzę w to i żywię ogromną nadzieję, że usłyszę wtedy od Jezusa słowa, które usłyszał Dobry Łotr: Dziś będziesz ze mną w raju".

Pytany o współpracę z reżyserem stwierdza, że to sama przyjemność. Podkreśla, że Marcin jest osobą bardzo kompetentną, która kocha teatr i żyje nim. Jednak w tym wszystkim potrafi przekazywać to, co najważniejsze, czyli Jezusa. "Dużo się od niego nauczyłem, nie tylko kwestii związanych z teatrem, ale przede wszystkim relacji z Bogiem, szczególnie przez świadectwo jego życia. Przebywając z nim, czuje się po prostu, że to Boży człowiek, że nie tylko pisze piękne scenariusze o Męce Pańskiej, ale on po prostu tym żyje. I to jest dla mnie wspaniała lekcja".

Boża współpraca

Kleryk Mateusz Buczek również stwierdza, że współpraca z Marcinem Kobierskim to olbrzymie doświadczenie. Zwraca uwagę, że sposób w jaki podchodził do nich, bądź co bądź amatorów, głębię jaką chciał przekazać w każdej postaci, dopracowanie każdego szczegółu, a przy tym zaufanie Bożej Opatrzności to cechy, które osobiście na Mateuszu zrobiły wielkie wrażenie. "Marcin to mega gość. Poświęcał wiele czasu, zawsze otwarty i uśmiechnięty. Zawsze podkreślając, że w Misterium chodzi o coś więcej niż tylko o grę aktorską."

Kleryk Jacek Banasiuk w tym roku po raz pierwszy zagrał w Misterium Męki Pańskiej. "Misterium jest dla mnie poszukiwaniem klucza do pokoju, w którym jest ukryte moje najgłębsze ja, czyli to, co chce mi powiedzieć Pan Jezus o mnie samym. Początkowo podchodziłem do tego wydarzenia jak do zwykłego spektaklu i skupiałem się, aby niczego nie zepsuć. Później ze współbraćmi zaczęliśmy coraz mocniej dostrzegać współpracę naszego reżysera - Marcina Kobierskiego, z Duchem Świętym, ponieważ, nie znając nas wcześniej, wykreował i dopasował role, które odpowiadają naszym zachowaniom w codzienności. Od tego momentu uświadomiliśmy sobie, że Misterium to rzeczywistość, która wychodzi poza deski naszego teatru. Dzisiaj mam w sobie pragnienie, aby dzięki wcieleniu się w postać apostoła Jana, odkryć jakąś prawdę o sobie, która jest ukryta nawet przede mną samym".

Także kleryk Bartosz Balcerzak gra po raz pierwszy, choć jak podkreśla już wcześniej miał okazję oglądać przedstawienia Marcina Kobierskiego. "Zawsze kiedy spektakl się kończył miałem taką myśl, że  chciałbym też kiedyś zagrać. I stało się. Praca z Marcinem to rekolekcje. Każda próba, nawet ta mniej absorbująca, jak czytanie samego scenariusza miała w sobie jakiś przekaz duchowy. Ja gram jedną z negatywnych postaci- szatana. Na każdej próbie słyszałem od Marcina, żebym moją modlitwą na co dzień była ta: Święty Michale Archaniele. Ktoś powie drobnostka, dla mnie to świadectwo człowieka- reżysera, który wie, że Zły nie śpi, i który martwi się o mnie, żeby moja relacja z Jezusem, mimo tej roli nie ucierpiała, a nawet się poprawiła".

Co roku powtarzam, że te Misteria są jak mini-rekolekcje. Przypominają do czego zmierza Wielki Post. Dzięki nim inaczej się go przeżywa, inaczej można spojrzeć wtedy na nabożeństwa Drogi Krzyżowej, Gorzkich Żali, czy wreszcie samego Triduum. Z niecierpliwością czekam już na przyszłoroczne. I wiem, że kolejne Misterium będzie inne niż wszystkie, jak to, które dopiero co miałam okazję zobaczyć.