Czerwony Biały Dom

Jacek Dziedzina

|

GN 09/2020

publikacja 27.02.2020 00:00

Czy Donald Trump w tegorocznych wyborach zmierzy się z wymarzonym dla siebie rywalem, czyli „amerykańskim komunistą”?

Wiele wskazuje na to, że rywalem Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich będzie Bernie Sanders. Wiele wskazuje na to, że rywalem Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich będzie Bernie Sanders.
LARRY W. SMITH /epa/pap

Demokraci mają ten sam problem, który mieli republikanie cztery lata temu: największym poparciem ich elektoratu cieszy się kandydat, za którym nie przepada partyjny establish­ment.

Powtórka z Trumpa

Senator Bernie Sanders nie tylko wygrał prawybory demokratów w stanie New Hampshire, ale również wysunął się na prowadzenie w ogólnokrajowych sondażach, wyprzedzając dotychczasowego faworyta Joego Bidena. Najbardziej zdumiewające jest jednak to, że ten weteran amerykańskiej polityki, nazywany bardziej lub mniej słusznie „socjalistą” czy nawet „komunistą”, podbił serca wielu młodych wyborców, a kampusy uniwersyteckie wręcz szaleją na jego punkcie. To o tyle ciekawe, że „młodzi gniewni” mają przecież alternatywę w osobie Michaela Bloomberga, który w rywalizacji o nominację demokratów znajduje się na trzecim miejscu, a który ze swoimi bardziej liberalnymi poglądami wydawał się bardziej atrakcyjny dla ludzi młodych. Tyle tylko, że to nie socjalizm jest głównym powodem popularności Sandersa wśród najmłodszych wyborców demokratów. To przede wszystkim antyestablishmentowy, pełen energii przekaz, wymieszany z postulatami równości we wszystkich możliwych obszarach życia społecznego.

Zdobycie nominacji demokratów przez Sandersa byłoby – na pierwszy rzut oka – bardzo na rękę Donaldowi Trumpowi. Starający się o reelekcję prezydent ma dobrze przećwiczone straszenie Amerykanów „widmem socjalizmu”, a Bernie Sanders funkcjonuje jako ucieleśnienie wszystkiego, z czym walczą republikanie. Sam Trump, z jednej strony, może spać spokojnie: bije wszelkie rekordy poparcia w prawyborach republikanów. Choć dla nich tym razem to tylko formalność, w New Hampshire ustawiły się gigantyczne kolejki do głosowania i Trump zdobył najwięcej głosów w historii, bijąc na głowę nawet wynik Baracka Obamy sprzed lat, wokół którego panowała przecież prawdziwa euforia w całej Ameryce. Zarazem jednak gwałtowny skok popularności Sandersa powinien postawić sztabowców Trumpa w stan najwyższej gotowości. Nie mogą pozwolić sobie na lekceważenie „ekscentryka”, bo tak samo lekceważono cztery lata temu Donalda Trumpa, nie wierząc, że „ktoś taki” może objąć najwyższy urząd w USA.

Dostępne jest 25% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.