Pustelnicy w tłumie

GN 09/2020

publikacja 27.02.2020 00:00

Paulini to zgromadzenie, w którym najwięcej namieszała kobieta. O jego historii i teraźniejszości mówi generał zakonu o. Arnold Chrapkowski.

Pustelnicy w tłumie Roman Koszowski /Foto Gość

Franciszek Kucharczak: Ojcowie mieli pędzić życie pustelników, a tu nagle pojawia się cudowny wizerunek Maryi i... wszystko się zmienia.

O. Arnold Chrapkowski: To prawda. Zakon powstał w XIII wieku na Węgrzech, a jego formalny założyciel, bł. Euzebiusz, organizował życie pustelnicze.

Więc nie, jak się często sądzi, Paweł Pustelnik?

Nie. Święty Paweł, pierwszy pustelnik, związany jest z Egiptem. To jest trzeci wiek. Dziesięć wieków później wspólnota pustelników na Węgrzech obrała go sobie za patrona.

Jaka była rola Euzebiusza?

Był już kanonikiem ostrzyhomskim, gdy zrodziła się w nim potrzeba jeszcze większej gorliwości w służbie Bożej. W pewnym momencie miał proroczy sen, w którym ujrzał rozproszone płomyki, które złączyły się w jeden wielki płomień. Dla niego był to znak Bożej obecności. Zrozumiał, że jego zadaniem jest zebranie tych „płomyków”, które oznaczały pustelników już wcześniej żyjących na naddunajskich terenach. W ten sposób stał się pierwszym zwierzchnikiem wspólnoty paulińskiej. Niedaleko Ostrzyhomia zbudował kościół z dużym krzyżem w głównym ołtarzu. Tę pierwszą wspólnotę Braci Świętego Krzyża – bo tak się na początku nazywali – oparł na tajemnicy Krzyża. Już po śmierci bł. Euzebiusza, w 1382 roku, paulini zostali zaproszeni do Polski na Jasną Górę. Tu ich sposób życia się zmienił, bo musieli otworzyć się na przychodzących wiernych.

Z powodu ikony Maryi?

Tak. Ten obraz słynął łaskami, zanim przybył na Jasną Górę. Od początku więc przybywali tu wierni i nie można było prowadzić takiej formy życia pustelniczego, jaka była na Węgrzech. Z czasem życie klasztoru jasnogórskiego i całej prowincji polskiej zmieniło się wskutek działania Matki Bożej. Następne klasztory, które pojawiły się na terenie Polski, to też sanktuaria maryjne.

Jak to jest być pustelnikiem w miejscu odwiedzanym przez miliony ludzi? Tu nawet w nocy często ludzie się modlą.

To jest jakiś paradoks. Tym bardziej że taka sytuacja jest nie tylko na Jasnej Górze, ale też w naszych pozostałych sanktuariach. Na przykład w amerykańskiej Częstochowie w Doylestown czy w dwóch sanktuariach w Australii. Te miejsca cały czas żyją, a my nie możemy się wyłączyć z tego życia. Święty Jan Paweł II mówił, że mamy być sługami. Sługa musi być otwarty na to, czego chce jego zwierzchnik. A tymi, którzy nami w jakiś sposób kierują, są przybywający pielgrzymi.

Za łatwe to chyba nie jest?

Na Jasnej Górze co roku mamy około 4 mln wiernych z różnych części świata. Zorganizowanie posługi dla nich nie jest łatwe, ale nikt nas nie może zwolnić z zachowania naszego charyzmatu. Dlatego ważna jest sfera ciszy, w której jesteśmy sami z Bogiem. O tym mówi nasza zakonna dewiza Solus cum Deo solo (sam na sam z Bogiem). Dla nas jest to ta część klasztoru, do której wierni nie mają dostępu. Mamy tam kaplicę, w której wypełniamy obowiązek modlitwy chórowej. Ta część zakonna jest od tego, żebyśmy tam żyjąc, modląc się, kontemplując Boga, umieli Go wnosić do tej drugiej części klasztoru, w której są wierni.

Dostępne jest 34% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.