Prymas był nowoczesny

Ewa K. Czaczkowska

|

GN 07/2020

Kard. Wyszyński powoływał kobiety do różnych komisji Episkopatu Polski. I co ciekawe, za prymasostwa Wyszyńskiego było ich tam więcej, niż jest dzisiaj.

Prymas był nowoczesny

Kto to powiedział: „Musimy zdać sobie sprawę z obowiązku poważnego traktowania kobiety, bez tych przekąsów, których tak niekiedy pełna jest nasza praktyka duszpasterska, może nawet i w konfesjonale, w biurze parafialnym, przy lada jakiejś okazji”? Nie, nie papież Franciszek, choć to tak bardzo w jego duchu. Zaskoczę wielu – to prymas Stefan Wyszyński. I to w 1957 roku! Kilka lat przed Soborem Watykańskim II.

Ten cytat przypomniałam sobie w związku z szeroko podawaną w mediach informacją, że Franciszek powołał świecką kobietę, prawniczkę Francescę Di Giovanni, na stanowisko podsekretarza w Sekretariacie Stanu. Bo jest to w istocie wydarzenie – po raz pierwszy w historii papiestwa świecka kobieta objęła w kurii watykańskiej tak wysokie stanowisko. Ta decyzja jest oczywiście konsekwencją tego, co od początku pontyfikatu mówi o kobietach, ich roli w życiu społecznym, zawodowym, a także kościelnym papież Franciszek. Już w pierwszej adhortacji „Evangelii gaudium” podkreślał konieczność powiększenia, jak to ujął, przestrzeni „dla bardziej znaczącej obecności kobiet w Kościele”, także w jego gremiach decyzyjnych, oprócz rzecz jasna kapłaństwa. Dużo o kobietach – i do kobiet – mówił Jan Paweł II, autor pojęcia „nowy feminizm”. „Kościelny” feminizm, podkreślając wyjątkową rolę kobiety wynikającą z płci, czyli macierzyństwo, jednocześnie dąży do dobra kobiet w życiu zarówno rodzinnym, jak i zawodowym oraz społecznym, ale, co ważne, osiąganego nie w walce płci, ale w pełnej komplementarności kobiet i mężczyzn. No cóż, ten termin w Kościele się nie przyjął, zbyt silne są skojarzenia z agresywnym feminizmem, a papież Franciszek od słów przeszedł do czynów. I palmy pierwszeństwa w tej dziedzinie w rankingu watykanistów zapewne nie odbierze wydarzenie z placu św. Piotra, gdy podczas audiencji uderzył w dłoń kobietę, która zbyt mocno pociągnęła go za rękę. Nie chcę zastanawiać się, jak w takiej sytuacji zachowaliby się poprzednicy Franciszka, wiem natomiast, że w promocji kobiet miał on wielu prekursorów. Na gruncie polskim jednym z nich był prymas Stefan Wyszyński.

Wprawdzie prymas to nie papież, a Sekretariat Prymasa Polski to nie Sekretariat Stanu Stolicy Apostolskiej, niemniej biorąc pod uwagę czas i okoliczności, jego przywołanie jest w pełni uprawnione. Prymas Wyszyński bowiem już kilkadziesiąt lat temu promował kobiety w Kościele, nie tylko bez zachęt z Watykanu, ale w czasach trudniejszych, bo jeszcze w Kościele przedsoborowym.

W 1957 roku w cytowanym na początku przemówieniu mówił do księży na KUL: „Nie chcemy Kościoła feminizować, ale musimy pamiętać, że nie mamy też prawa go całkowicie maskulinizować”. Dwa lata później, w 1959 roku, w swoim sekretariacie zatrudnił pierwsze panie z żeńskiego instytutu życia konsekrowanego, którego nazwa się zmieniała, a dziś brzmi: Instytut Prymasa Wyszyńskiego. Wcześniej, od czasu wojny (a zatem kilka lat przed tym, gdy w 1947 roku papież Pius XII oficjalnie uznał świeckie instytuty życia konsekrowanego), był ojcem duchownym tej kształtującej się wówczas wspólnoty. Natomiast w latach 60. ubiegłego wieku prymas pozwolił najpierw zakonnicom, a potem kobietom świeckim studiować teologię. Z kolei w czasie Soboru Watykańskiego II postulował, aby kobiety mogły robić z teologii doktoraty. Powoływał też je do różnych komisji Episkopatu Polski. I co ciekawe, za prymasostwa Wyszyńskiego było ich tam więcej, niż jest dzisiaj. Prymas uważał bowiem, że „kobiecie w Kościele nie wolno tego odbierać, co Bóg jej powierzył”, i dlatego trzeba uznać jej miejsce w nim, szczególnie zaś w pracy apostolskiej.

Miał on świadomość nieuchronności pewnych procesów cywilizacyjnych, w tym aspiracji społecznych kobiet. Nie tylko więc im się nie sprzeciwiał, ale je wspierał. Wskazywał na przykład – poza życiem rodzinnym i najważniejszą, rodzicielską rolą kobiety – te obszary życia społecznego, w których psychofizyczna natura kobiet może się najpełniej wyrazić. A szczególnie tych kobiet, jak mówił, które „nie czują w sobie powołania rodzinnego”, tak aby i one miały „satysfakcję społeczną, którą trzeba przecież uszanować, bo jest godziwą i słuszną”. Mówił to wszystko, przypomnę, w 1957 roku, w Kościele przedsoborowym. I podkreślał, że aspiracje społeczne współczesnych kobiet „muszą być przez Kościół i przez duchowieństwo należycie rozumiane i ocenione” i nie mogą „być przedmiotem żartów i dowcipów, jakiejś przewagi władczej instynktu męskiego”.

Czyż nie było to nauczanie – i działanie – bardzo w duchu papieża Franciszka? I to też jest odpowiedź na częste przed beatyfikacją pytania o aktualność nauczania Prymasa Tysiąclecia. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.