publikacja 13.02.2020 00:00
Nawet perfekcyjnie zrealizowane filmy na tematy egzystencjalne nie mają szans na Oscara.
„1917” otrzymał trzy Oscary. Na zdjęciu statuetkę odbiera Roger Deakin, autor genialnych zdjęć do filmu.
JOHN ANGELILLO /Newscom/PAP
Nie jestem zaskoczony, że film Jana Komasy nie zdobył Oscara, ale przecież już sama nominacja była ogromnym wyróżnieniem. W oscarowej rywalizacji największym przegranym był „1917” Sama Mendesa, który otrzymał trzy wyróżnienia w mniej prestiżowych kategoriach. Nie ukrywam, że był moim faworytem w głównych kategoriach, czyli najlepszy film i najlepszy reżyser. Nie wiem też, czym członków Akademii zauroczył Joon-ho Bong swoim „Parasite”. Film zdobył trzy Oscary w najważniejszych kategoriach, chociaż jego bohaterowie bardziej przypominają postacie z teatru marionetek niż żywych ludzi. Może takie zresztą było założenie filmu, który opowiada o walce klas reprezentowanej przez dwie rodziny, biedną i bogatą. Tytułowymi pasożytami są zarówno jedni, jak i drudzy, a jego przesłanie jest głęboko pesymistyczne. Podobnie zresztą jak w faworyzowanym przez krytyków „Jokerze”.
Wydaje się, że nawet perfekcyjnie zrealizowane filmy poruszające tematy egzystencjalne mają na Oscara coraz mniejsze szanse. W tym kontekście nie dziwi porażka „1917”, którego bohaterowie potrafią zachować godność i ludzkie uczucia w najgorszych chwilach życia, nawet kiedy wszystko wydaje się stracone. Przesłanie, które daje ludziom nadzieję, sprawia, że film jest nie na czasie. Trzeba jednak przyznać, że Akademia Filmowa nie uległa presji w sprawie osławionych parytetów równościowych przy wyborze filmów, co wzbudziło już niepokój postępowych krytyków.
Warto również wspomnieć o Oscarze dla „Amerykańskiej fabryki” w kategorii pełnometrażowy film dokumentalny. Film, firmowany przez studio Higher Ground Productions należące do noblisty Baracka Obamy i jego żony Michelle, zasługuje na uwagę ze względu na temat, czyli zderzenie kultur i filozofii pracy w USA i Chinach. Na uwagę zasługuje też wystąpienie Julii Reichert, współautorki dokumentu, która odbierając Oscara zauważyła, że „ludziom pracy powodzi się obecnie coraz gorzej i gorzej; wierzymy, że wszystko ulegnie poprawie, kiedy robotnicy całego świata się zjednoczą”. Podobne wezwanie już kiedyś narobiło sporo szumu, a Mosfilm, czyli radziecka fabryka snów, skutecznie je propagowała. Swoją drogą to ciekawe, że obecnie najbardziej ostrymi krytykami kapitalizmu, prócz hollywoodzkich elit, są milionerzy, wśród których nie brakuje kandydatów na prezydenta USA w najbliższych wyborach.
Edward Kabiesz
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.