Trzeba o tym głośno mówić

GN 07/2020

publikacja 13.02.2020 00:00

O światowej sieci sióstr zakonnych pomagających ofiarom handlu ludźmi opowiada s. Gabriela Botanni.

S. Gabriela Botanni jest międzynarodową koordynatorką sieci Talitha Kum, skupiającej różne środowiska zakonne walczące z handlem ludźmi i pomagające ofiarom tego procederu. S. Gabriela Botanni jest międzynarodową koordynatorką sieci Talitha Kum, skupiającej różne środowiska zakonne walczące z handlem ludźmi i pomagające ofiarom tego procederu.
Stefano Dal Pozzolo

Krzysztof Błażyca: Nie boi się Siostra? Działacie w opozycji do struktur przestępczych...

S. Gabriela Botanni: Nie działamy jednak samodzielnie. To podstawowa zasada. Wspieramy się nawzajem. Oczywiście pojawia się ryzyko, ale życie Ewangelią to zawsze podejmowanie ryzyka. Jeśli się czegoś obawiam, to milczenia. I ludzi, którzy nie chcą potępić tej zbrodni, będącej pogwałceniem praw człowieka.

Kiedy Siostra zetknęła się po raz pierwszy z handlem ludźmi?

Pod koniec lat 90. w Rzymie. Byłam wtedy postulantką. Spotkałam pewną dziewczynę z Albanii. Była wykorzystywana seksualnie. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy ze skali problemu. Byłam wstrząśnięta tym, co ją spotkało. W 2007 r. zaangażowałam się w działania przeciw handlowi ludźmi w Brazylii. Było tam wiele przypadków wykorzystywania seksualnego dzieci i nieletnich.

U niejednej osoby pojawi się pytanie: „Ale co ja mogę zrobić?”.

Przede wszystkim pozwolić, aby cierpienie drugiej osoby stało się częścią naszego życia. Choć wiemy, że nasze życie jest inne i że ból tej osoby nie jest naszym bólem. Ważne, byśmy nie pozostali obojętni. Trzeba pamiętać, że nie można mierzyć się z tym problemem samotnie. Gdy w Brazylii z kilkoma siostrami postanowiłyśmy coś zrobić, dowiedziałyśmy się, że grupa innych sióstr tworzy już sieć. Połączyłyśmy się z nimi. Nie wolno myśleć: „Ja sama rozwiążę problem”. Gdy zaczęłyśmy pogłębiać wiedzę o zjawisku, można było opracować wspólną strategię i działać razem.

Czyli jak?

W Brazylii odwiedzałyśmy dzieci i kobiety mieszkające w fawelach. Prowadziłyśmy kampanie uświadamiające. Przed Mistrzostwami Świata w Piłce Nożnej w 2014 r. zorganizowałyśmy ogólnokrajową kampanię przeciwko handlowi ludźmi. Ta zbrodnia to rzeczywistość. Jeśli to uznamy, możemy uczyć się, jak ją rozpoznawać, i starać się przeciwdziałać. Przez spotkania, śledzenie internetu, kontakt z organizacjami, które zajmują się pomocą ofiarom, wsparcie finansowe, poszerzanie świadomości o formach wykorzystania… Dziś wielu ludzi płaci za seks. Nie wiem, czy ci, którzy tak robią, wiedzą, że ponad 90 proc. osób wykorzystywanych lub oddających się prostytucji to ofiary handlu ludźmi. Trzeba o tym głośno mówić, bo jednym z największych problemów, jakie widzę, jest brak świadomości. A ten proceder występuje wszędzie. Nie tylko w Azji czy Afryce...

Czy kampanie informacyjne jakoś wpływają na zmianę myślenia?

Prewencja i programy edukacyjne są dla nas najważniejsze. Nie wystarczy powiedzieć: „Pomódlmy się razem”. Oczywiście modlitwa jest ważna, ale potrzebne są też konkretne działania. Talitha Kum działa najszerzej w krajach Ameryki Łacińskiej, południowo-wschodniej Azji i w Afryce. To obszary, gdzie od dawna ludzie byli wykorzystywani. My szkolimy liderów lokalnych wspólnot. W Indiach mamy wiele sióstr pracujących w różnych środowiskach, które potrafią rozpoznać, kiedy dochodzi do handlu ludźmi. Tak się dzieje np. wówczas, gdy dziewczyna znika ze wsi, bo zaoferowano jej pracę w mieście, a nie ma na ten temat wiele informacji. Przez sieć przekazujemy wiadomość o takim przypadku, a współpracując z innymi organizacjami, prowadzimy poszukiwania dziewczyny. W wielu przypadkach udało się ocalić te dziewczęta i pomóc im wrócić do domów. Wiele ofiar jest również w Europie. Wiem o dziewczynie, której zaproponowano pracę za granicą. Dostała bilet lotniczy. Gdy na lotnisku otrzymała ulotkę informacyjną ostrzegającą o handlu ludźmi, zaczęła podejrzewać, że tak może być w jej przypadku. Nie wsiadła do samolotu, lecz zgłosiła sprawę policji. Przeprowadzono śledztwo i okazało się, że to była właśnie taka sytuacja.

Ilu ofiarom udało się Wam pomóc?

Nie prowadzimy takich statystyk. Mogę jednak powiedzieć, że w 2018 r. byłyśmy w stanie pomóc 15,5 tys. osób. Globalnie trudno oszacować skalę zjawiska. Dane ONZ mówią o nawet 40 mln ofiar handlu ludźmi.

Gdzie na świecie zjawisko to występuje najczęściej?

Z naszego doświadczenia wynika, że w południowej Azji (Pakistan, Bangladesz) i w Afryce Subsaharyjskiej. Najwięcej ofiar handlu ludźmi jest w Etiopii i Nigerii. Ludzie często migrują z terenów wiejskich do miast, gdzie są wykorzystywani. Wiele osób jest przemycanych np. z Mjanmy (Birmy) do Tajlandii, z Mozambiku do RPA czy z Peru do Brazylii. Jest też przemyt międzykontynentalny – z Afryki do Europy. Sprzyjają temu kryzys ekonomiczny, migracje, poszukiwanie azylu. Ludzie podróżują bez dokumentów, a przemytnicy są dobrze zorganizowani. Do Włoch trafiają dziewczyny z Afryki. Nie mają perspektyw, idą na ulicę. Gdy z ulicy trafią do zamkniętych miejsc, wtedy już trudno do nich dotrzeć z pomocą. Na południu Włoch nasze siostry pracują z dziećmi, które były wykorzystywane. Handel dziećmi dla seksu jest rozpowszechniony na Filipinach. Wiemy o ponad 200 tys. dzieci wykorzystywanych seksualnie.

Jak nawiązujecie kontakt z ofiarami?

Tam, gdzie siostry prowadzą schroniska, policja przyprowadza uwolnione osoby albo trafiają one do nich przez system opieki zdrowotnej. Siostry chodzą też na ulice, aby szukać kobiet w sytuacji podatnej na zagrożenie. Rozmawiają. Odwiedzamy bezdomnych, migrantów. Spotykamy się z osobami, które trafiły do więzień, bo np. nie miały dokumentów. Często ofiary same do nas się zgłaszają.

Talitha Kum to znaczy „Dziewczyno, wstań”. Siostra widzi, jak powstają?

Powstają te, którym udaje się pomóc. I wtedy my powstajemy razem z nimi. Nie jest łatwo trwać w takiej misji. Pewna dziewczyna z Filipin podarowała mi namalowany przez siebie obraz tancerki wyłaniającej się z mroku w kierunku światła. Zawsze chciała być tancerką. Podążając za tym marzeniem, została zwerbowana i wykorzystana seksualnie. Marzenie doprowadziło ją do dramatu. W końcu udało się jej uciec. Trafiła do nas. Teraz jest na drodze ocalenia. Marzenie pozostało i w tej chwili idzie w tańcu z ciemności do światła. Na ostatnim spotkaniu naszej sieci Talitha Kum, były z nami trzy kobiety ocalone z handlu – już nie jako ofiary, ale ekspertki od problemu. Czuły się wzmocnione, wdzięczne, dowartościowane. Każda próbuje powstawać każdego poranka, każdego dnia. Chcemy ich słuchać.

Ile sióstr obecnie jest zaangażowanych w misję?

Jako sieć jesteśmy obecne w 53 krajach, na całym świecie, ale działamy aż w 93 krajach na pięciu kontynentach. Na pewno ok. 2000 osób jest zaangażowanych w Talitha Kum. W tej grupie najwięcej jest zakonnic z różnych zgromadzeń. Tylko w Indiach ponad 300 sióstr jest w sieci. Współpracują z nami też osoby świeckie. 90 proc. z nich to wolontariusze.

Talitha Kum jest siecią, a nie instytucją. Co to znaczy?

Jako Talitha Kum nie tworzymy hierarchii, ale sieć złożoną z mniejszych sieci lub organizacji. W jednym miejscu siostry prowadzą np. schronisko, w innym jest organizacja NGO albo stowarzyszenie... Nie chodzi o to, aby tworzyć coś nowego, ale by połączyć te siły razem, aby przeciwdziałać problemowi. Tylko w kilku miejscach zdecydowałyśmy się stworzyć coś nowego, np. w Nigerii czy na Santo Domingo, gdzie powstały schroniska wybudowane pod egidą Międzynarodowej Unii Przełożonych Generalnych Zgromadzeń Żeńskich, której podlega Talitha Kum. Australia współpracuje obecnie z wyspami Pacyfiku, Afryka pyta o Talitha Kum, aby działać prężniej w Mozambiku, gdzie narasta problem handlu dziewczętami. Kraje Europy obejmuje sieć Renate, w Polsce macie Bakhitę. To niektóre z 53 lokalnych sieci włączających się w Talitha Kum. •

Dostępne jest 30% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.