Cyryl, Metody i ich metody

Franciszek Kucharczak

|

GN 07/2020

publikacja 13.02.2020 00:00

W głoszeniu Chrystusa nie można zmieniać Jego nauki. Można zmieniać sposoby jej przekazywania. A czasem trzeba.

Święci Cyryl i Metody – skuteczność ich misji wśród Słowian była wynikiem zastosowania metod inkulturacyjnych. Święci Cyryl i Metody – skuteczność ich misji wśród Słowian była wynikiem zastosowania metod inkulturacyjnych.
henryk przondziono /foto gość

Czy zamiast w sutannie ksiądz może chodzić w stroju chińskiego mandaryna? Czy wolno mu kultywować miejscowe zwyczaje? Czy w głoszeniu Ewangelii może korzystać z filozofii Konfucjusza? Jezuita Matteo Ricci nie miał wątpliwości, że może, a nawet powinien – jeśli to sprzyja przyjęciu Dobrej Nowiny. A w Chinach sprzyjało. Ricci kochał Chrystusa i tych, którym Go niósł. Szanował ich kulturę. W znacznej mierze to dzięki niemu w XVI wieku w Państwie Środka pojawili się liczni miejscowi katolicy.

Podobne podejście prezentował inny jezuita, Roberto de Nobili, pracujący na początku XVII wieku w Indiach. Był pierwszym spośród Europejczyków znawcą sanskrytu, doceniał kulturę indyjską, doskonale orientował się w wierzeniach i mentalności braminów. Rozumiejąc tych, do których przyszedł, sprawił, że oni rozumieli to, z czym przyszedł.

Nie wszyscy ludzie Kościoła akceptowali ten sposób głoszenia. Szybko znaleźli się wyznawcy koncepcji „nigdy tak nie było” i „musi być tak, jak zawsze było”, którzy zaczęli rzucać misjonarzom kłody pod nogi. Nie im pierwszym. Setki lat wcześniej drogą inkulturacji w głoszeniu Ewangelii poszli dwaj bracia, których Kościół nazwie Apostołami Słowian.

Mówią po naszemu

Rok 885, gdzieś na Morawach, prawdopodobnie w Welehradzie. Właśnie umarł Metody – misjonarz, arcybiskup, święty Kościołów katolickiego i prawosławnego. Tuż po jego śmierci ktoś spisał dzieje Metodego, a także jego brata Cyryla, który nie żył już od 14 lat.

„Zdarzyło się podówczas, iż Rościsław, książę słowiański, ze Świętopełkiem wyprawili poselstwo z Moraw do cesarza Michała, mówiąc tak: »Oto z łaski Bożej zdrowi jesteśmy; i przybyli do nas liczni nauczyciele chrześcijańscy z Włoch, i z Grecji, i z Niemiec, a uczą nas rozmaicie. My, Słowianie, ludzie prości, nie mamy nikogo, co by nam objawił prawdę, zrozumiale ją wykładając. Dobrze więc będzie, władco, jeśli nam przyślesz takiego męża, który by nas we wszelkiej prawdzie oświecił«” – informował autor żywota świętych. Nie wiemy, kim był, ale to nieistotne. Ważne, w jakim języku pisał – mianowicie w zrozumiałym dla miejscowych. Pisał alfabetem zwanym wtedy głagolicą. Nie byłoby tego, gdyby nie bohaterowie jego tekstu. Rodzeni bracia Cyryl i Metody, zwani także Braćmi Sołuńskimi, przynieśli na Morawy Chrystusa, ale zrobili to z poszanowaniem kultury ludów, do których przyszli. Nie jak ci „z Włoch i z Grecji, i z Niemiec”, którzy „uczyli rozmaicie”. Dostosowali się do Słowian, nie narzucając im swoich zwyczajów. Objawili im prawdę tak jak miejscowi prosili, „zrozumiale ją wykładając”.

Z dalszego opisu dowiadujemy się, że bizantyjski cesarz Michał zwrócił się do Cyryla takimi słowami: „Słyszysz li, filozofie, słowa te? Otóż dam ci dary mnogie, weź z sobą brata swego, ihumena Metodego, i idź. Jesteście bowiem Tesalończykami, a wszyscy Tesalończykowie czysto po słowiańsku mówią”.

Genialny alfabet

Dalej dowiadujemy się, że po audiencji u cesarza bracia poszli na modlitwę. „Tu objawił Bóg filozofowi słowiańskie pismo. I wnet nakreśliwszy głoski i mowę ułożywszy, ruszył w drogę, wziąwszy Metodego. Ten zaś począł posłusznie służyć filozofowi i nauczać z nim. Gdy trzy lata minęły, wrócili się z Moraw, zostawiwszy tam uczniów”.

Przekonanie, że pismo nazwane później cyrylicą pochodzi z natchnienia Bożego, pokazuje wagę, jaką przykładano do faktu jego sporządzenia. Dzięki temu pismu już wtedy mogła się rozwijać literatura słowiańska, ale nade wszystko miejscowi mogli uczestniczyć w liturgii zrozumiałej dla siebie i czytać Pismo Święte.

„Wcielając Ewangelię w rodzimą kulturę ludów ewangelizowanych, święci Cyryl i Metody położyli szczególne zasługi dla ukształtowania się i rozwoju tej kultury, a raczej wielu kultur. Wszystkie bowiem kultury narodów słowiańskich zawdzięczają swój »początek« lub własny rozwój dziełu Braci Sołuńskich. Oni bowiem, tworząc w sposób oryginalny i genialny alfabet języka słowiańskiego, wnieśli zasadniczy wkład w kulturę i literaturę wszystkich narodów słowiańskich” – napisał o Apostołach Słowian Jan Paweł II w encyklice „Slavorum apostoli”. Święty papież zauważył także, że „przekład Ksiąg świętych, dokonany następnie przez Cyryla i Metodego oraz ich uczniów, nadał moc i godność kulturową staro-cerkiewno-słowiańskiemu językowi liturgicznemu, który na długie wieki stał się nie tylko językiem kościelnym, ale także urzędowym i literackim, a nawet potocznym językiem warstw oświeconych większej części narodów słowiańskich – zwłaszcza wszystkich Słowian obrządku wschodniego”. Jan Paweł II przypomniał, że „do dzisiaj jest to język używany w bizantyjskiej liturgii wschodnich Kościołów słowiańskich obrządku konstantynopolitańskiego katolickiego i prawosławnego w Europie Wschodniej i Południowo-Wschodniej oraz w różnych krajach Europy Zachodniej, a także w rzymskiej liturgii katolików w Chorwacji”.

My do nich

– Pan Jezus przepowiadał królestwo Boże w sposób wybitnie zrozumiały dla swoich słuchaczy. I o to chodzi również dziś: żeby Ewangelia była głoszona wszystkim ludziom we wszystkich kulturach i językach w sposób dla nich zrozumiały. A to oznacza, że zawsze trzeba poszukiwać kodów, które pozwolą się dopasować do danej sytuacji – mówi werbista o. prof. Tomasz Szyszka, prezes Stowarzyszenia Misjologów Polskich. Wskazuje na owocność misji Cyryla i Metodego, która wynikła z szacunku, jaki święci okazali kulturze ludów, do których przyszli.

– My jako Kościół jesteśmy posłani do ludzi, a nie oni do nas. Mamy iść do świata, a nie on do nas. Na nas więc spoczywa obowiązek głoszenia Ewangelii w sposób zrozumiały – przekonuje misjolog z UKSW. Zwraca uwagę, że już w dzień Zesłania Ducha Świętego apostołowie zostali w nadprzyrodzony sposób uzdolnieni do mówienia tak, że wszyscy słuchacze ich rozumieli.

– Paweł mówi: jestem Żydem dla Żydów, Grekiem dla Greków, Rzymianinem dla Rzymian. Za każdym razem mówi trochę innym językiem, posługuje się innymi sformułowaniami, ale zawsze głosi Ewangelię Jezusa Chrystusa – stwierdza o. Tomasz. Przywołuje przykład ojców Kościoła, którzy Ewangelię wyrazili w świecie greckim. – Oni nie boją się pogańskiej kultury, teologii czy filozofii. Mówią: potraktujmy to jako dar niebios. Wykorzystajmy, żeby lepiej wyrazić wiarę chrześcijańską – zauważa.

Chodzi o Chrystusa

Podstawową troską takich misjonarzy jak Matteo Ricci czy Roberto de Nobili było uczynienie Ewangelii zrozumiałą. Przygotowanie do tego zajęło im wiele czasu. Ojciec Tomasz Szyszka wskazuje, że przede wszystkim obaj przez długie lata studiowali.

– Byli doskonale oczytani w świętych księgach ludów, wśród których pracowali. Mateo Ricci znał bardzo dobrze nauki Konfucjusza. Jako jedyny obcokrajowiec w tamtych czasach zdał chiński egzamin na urzędnika, a udawało się to nielicznemu gronu osób. A wszystko po to, żeby zaistnieć w świadomości Chińczyków. Nauka języka i kultury służyła tym misjonarzom do skutecznego głoszenia Ewangelii – mówi.

Później nastąpiły spory o stosunek do Konfucjusza. Oponenci twierdzili, że jest on kimś w rodzaju półboga, więc nie wolno mu oddawać czci. Mateo Ricci ripostował, że Chińczycy w Konfucjuszu nie czczą boga, lecz oddają cześć znaczącemu przodkowi. Nie ma to nic wspólnego z czcią boską, więc chrześcijanie mogą oddawać cześć Konfucjuszowi.

– Z kolei Roberto de Nobili w Indiach dopuszczał wiele elementów kultury hinduskiej, na przykład noszenie na czole znaku z pasty sandałowej czy kąpiele rytualne. Argumentował, że są to wartości kulturowe, a nie religijne. Owszem, ocierają się o religię, ale nie należą do jej istoty. Miejscowi chrześcijanie mogą więc te elementy przyjąć, bo to jest ich kultura, natomiast do istoty chrześcijaństwa należy wiara w Jezusa Chrystusa. Czy się ją wyraża na klęcząco, czy na siedząco, czy będziemy ubrani tak czy inaczej, czy będziemy się posługiwali takimi czy innymi przedmiotami, są to rzeczy trzeciorzędne – zauważa o. Tomasz.

Spory były niestety tak wielkie, że Rzym na długi czas zablokował misyjne metody inkulturacyjne, co spowolniło i utrudniło rozszerzanie się Ewangelii. Ponownie doceniono je w Kościele przed II wojną światową. W żadnym wypadku nie chodzi w nich o rezygnację z wierności nauce Chrystusa, a tym bardziej o mieszanie doktryn i przyjmowanie innych religii jako swoich. Zawsze chodzi o Chrystusa, który przyszedł zbawić człowieka i chce wszystkich przygarnąć do siebie.•

Dostępne jest 31% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.