Kradniemy jej dzieci 

Edward Kabiesz

Tegoroczna uroczystość wręczenia Oscarów była pokazem hipokryzji. 

Kradniemy jej dzieci 

Film Jana Komasy nie zdobył Oscara, ale już sama nominacja była dla reżysera ogromnym wyróżnieniem. Jednak największym przegranym był film Sama Mendesa. Trzy Oscary dla „1917” w mniej ważnych kategoriach to właściwie tylko nagrody pocieszenia dla tego znakomitego filmu, który był moim faworytem. Nic w tym dziwnego, bo dzisiaj filmy, które w jakiś sposób dotykają przestrzeni duchowej człowieka nie mają szans w oczach jurorów. Trudno powiedzieć, czym zauroczył ich „Parasite", zdobywając aż trzy najważniejsze statuetki.

Mniejsza o same nagrody. Tegoroczna uroczystość wręczenia nagród była znamiennym pokazem hipokryzji i zadufania w sobie gwiazd filmu, które ze sceny bombardują widownię swoimi głębokimi przemyśleniami i dokonują rozliczeń z własną przeszłością. Przykładem Joaquin Phoenix, którego wystąpienie przypominało samokrytyczne rytuały z  czasów stalinizmu. Dobry przecież aktor jest też aktywistą w temacie ochrony środowiska, bo „niszczymy środowisko. Uzurpujemy sobie prawo do sztucznej inseminizacji krowy i kradniemy jej dziecko, mimo, że słyszymy krzyki jej udręki. … Zabieramy jej przeznaczone dla cieląt mleko, by dodać je do kawy i płatków…” Szkoda, że nie wspomniał o niemym krzyku zabijanych  podczas aborcji dzieci. Ludzkich. Hollywoodzkie gwiazdy w ogromnej większości wspierające Partię Demokratyczną, dla której utrzymanie legalności aborcji jest priorytetem, tego krzyku nie słyszą.

Z kolei Julia Reichert, współautorka „Amerykańskiej fabryki”, odbierając Oscara dla najlepszego pełnometrażowego dokumentu zauważyła, że „ludziom pracy powodzi się obecnie coraz gorzej i gorzej, wierzymy, że wszystko ulegnie poprawie..” Nastąpi to wówczas, kiedy „wszyscy pracujący całego świata się zjednoczą”. Podobne wezwanie już kiedyś narobiło sporo szumu, a Mosfilm, czyli radziecka fabryka snów skutecznie je propagowała.     

Natalie Portman pojawiła się na oscarowej prezentacji w kreacji z wyszytymi nazwiskami reżyserek filmów, które nie otrzymały oscarowych nominacji, by subtelnie, jak sama powiedziała, wspierać ideę równości. Dobry pomysł, szkoda tylko, że w swojej firmie produkcyjnej (handsomecharliefilms) zatrudniła do tej pory jedną reżyserkę. Samą siebie.