Mój wuj rotmistrz Pilecki

GN 06/2020

publikacja 06.02.2020 00:00

O konspiracji, misji w obozie koncentracyjnym i o tym, jak Witold Pilecki uratował rodzinę przed śledztwem opowiada Andrzej Marek Ostrowski.

Andrzej Ostrowski, siostrzeniec rtm. Witolda Pileckiego, mieszka w Warszawie. Andrzej Ostrowski, siostrzeniec rtm. Witolda Pileckiego, mieszka w Warszawie.
Tomasz Gołąb /Foto Gość

Jakub Jałowiczor: Jak Pan mówił do rotmistrza Pileckiego? Wujku?

Andrzej Marek Ostrowski: Wujku, tak. Miałem 1,5 roku, kiedy mój ojciec Edward w sierpniu 1939 r. został zmobilizowany i rozpoczął walki obronne w 5 Pułku Ułanów Zasławskich. W ostatniej bitwie pod Kockiem trafił do niewoli niemieckiej, w której przebywał ponad 5 lat. Wujek Witold nie mógł po zakończeniu walk powrócić do żony i dzieci będących w Sukurczach, gdyż dzieliła ich granica niemiecko-sowiecka. Miałem szczęście, że wujek podczas pobytów u nas zajmował się mną.

Kiedy Pan spotkał rotmistrza?

W październiku1939 r. wuj zakończył walki w kampanii wrześniowej wraz z pododdziałem kawalerii, jaki wyszkolił i sformował w Sukurczach. Po przybyciu do Warszawy zamieszkał u nas na Żoliborzu, przy al. Wojska Polskiego 40/7. Pod tym adresem na początku listopada spotykał się z mjr. Janem Włodarkiewiczem, Jerzym Maringem, Janem i Stanisławem Dangielami, Jerzym Skoczyńskim. Po całonocnych obradach utworzono organizację wojskową o nazwie Tajna Armia Polska.

Wielu ludzi myśli: rotmistrz dał się schwytać w łapance ulicznej, ale to wersja, którą on sam przedstawiał bezpiece po wojnie. Naprawdę było inaczej.

Dostępne jest 11% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.