Patrzę na Boga, a On patrzy na mnie, czyli czym jest kontemplacja

Ryszard Paluch

publikacja 04.02.2020 18:00

Usiądź i wpatruj się w Jego Oblicze, a efekty tej modlitwy Cię zaskoczą.

Patrzę na Boga, a On patrzy na mnie, czyli czym jest kontemplacja pixabay

W mojej rodzinie krąży anegdota o śp. babci Anielce, która pewnego razu doszła granic ludzkich możliwości. Otóż jej chłopcy, a moi wujkowie, tak się tłukli, że prawie się pozabijali. Pewnie nie pierwszy raz, jednak wtedy miarka się przebrała. Wtedy babcia, która sama była bliska dokonania jakiegoś strasznego aktu, w przypływie błogosławionej bezradności porwała krzyż ze ściany i powiedziała krnąbrnej latorośli, że Pan Jezus to wszystko widzi i że bardzo za nich cierpiał. Podobno efekt był natychmiastowy i piorunujący - chłopcy spojrzeli na Pana Jezusa (lub Pan Jezus na nich), później na siebie nawzajem, no i się rozeszło. Nie pytajcie na jak długo…

Na kartach Biblii wielokrotnie konfrontujemy się z Bożym wzrokiem. Być w "zasięgu" Bożego oblicza jest równoznaczne z doświadczeniem Bożego pokoju i błogosławieństwa (Ps 27,8-9), choć zdarza się, że biblijni bohaterowie świadomie unikają konfrontacji z Bożym obliczem. "Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się" (Rdz 3,10) - wyznaje zawstydzony Adam. Inni proszą również, aby to, co utracili przez grzech, Bóg im przywrócił: "Nie odrzucaj mnie od swego oblicza" (Ps 51,13). Ewangelista odnotowuje, że kiedy Pan Jezus spotkał bogatego młodzieńca, spojrzał na niego z miłością. Zadziwia fakt, że spośród wielu ważnych rzeczy, o których nie mógł zapomnieć św. Marek, znalazł się taki mały szczegół (por. Mk 10,21). Ale czy rzeczywiście jest to tylko drobiazg?

Modlitwa Jezusowa, szczególnie praktykowana w Kościele wschodnim, to w istocie powtarzanie wezwania niewidomego Bartymeusza z Jerycha. Usilnie błaga on Jezusa, aby "ulitował się nad nim" - przywrócił mu wzrok. Błędem jednak byłoby ograniczyć cierpienie Bartymeusza tylko do ślepoty. W historii Zacheusza co rusz pojawia się kategoria spojrzenia. Św. Łukasz pisze, że wątpliwej reputacji celnik chciał zobaczyć Jezusa, ale ostatecznie to Mistrz z Nazaretu przejmuje inicjatywę: "Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu" (Łk 19,5). Pozostając w grupie zawodowej celników warto zauważyć, że podobna sytuacja została przestawiona na obrazie Caravaggia Powołanie Mateusza. W gruncie rzeczy spotykają się tu dwa spojrzenia oraz światło, którego źródło umiejscowione jest od strony Jezusa i które całkowicie odmieni - lepiej: oświeci - ciemności życia celnika z Kafarnaum. To światło przemieniło także życie Szawła z Tarsu. Z pałającego żądzą polowania na chrześcijan, stanie się on gorliwym apostołem narodów (por. Dz 9,3) i ostatecznie filarem Kościoła. Co ciekawe - w przeciwieństwie do Bartymeusza - Szaweł straci wzrok (por. Dz 9,8) i odzyskuje go z chwilą nałożenia rąk Ananiasza (por. Dz 9,17-18).

Spojrzenie Chrystusa uratowało Piotra, kiedy ten zaparł się swojego Mistrza. To spojrzenie było przyczyną gorzkich łez nawrócenia rybaka z Betsaidy. Jednocześnie, w świetle tego spojrzenia, pierwszy papież trzykrotnie złożył wyznanie wiary nad brzegiem Jeziora Galilejskiego (por. J 21,15-17). Łzy często goszczą na kartach Biblii. Nie sposób nie przywołać w tym miejscu najkrótszego, ale przez to może najbardziej wymownego, wersetu Biblii: "Jezus zapłakał" (J 11,35). Bóg płacze, gdy dowiaduje się, że zmarł jego przyjaciel Łazarz. Nie można przejść obojętnie wobec nabrzmiałych od płaczu oczu św. Jana i Matki Bożej w tryptyku Ukrzyżowanie Rogiera van der Weydena. Te same oczy, to samo spojrzenie, które tuliło Jezusa jako niemowlę do snu, spotkało się z Nim na weselu w Kanie Galilejskiej, musiało unieść obraz niosącego krzyż na Kalwarię, wreszcie trwało pod krzyżem - Stabat Mater Dolorosa: "Synku miły i wybrany, / Rozdziel z matką swoje rany, / A wszakom cię, synku miły, w swem sercu nosiła, / A takież tobie wiernie służyła. / Przemów k matce, bych się ucieszyła, / Bo już jidziesz ode mnie, moja nadziejo miła" (Henryk Mikołaj Górecki, Symfonia pieśni żałosnych).

"Wpatruję się w Niego, a On wpatruje się we mnie". Tak o modlitwie mówił parafianin Proboszcza z Ars. Te słowa cytuje Katechizm Kościoła Katolickiego, kiedy przybliża prawdę o kontemplacji (zob. KKK 2715). W czasie, w którym tak wiele może zależeć od nas, kiedy lubimy nadawać odpowiedni bieg sprawie i czuwamy nad ochroną naszych danych osobowych, dobrze przywołać wielką tradycję modlitwy Kościoła, której skutków do końca nie można przewidzieć, zaplanować, które wymykają się naszej kontroli. To niezwykła sytuacja, w której oglądany przez nas przedmiot - w tym przypadku Podmiot - bezpośrednio na nas oddziałuje. Ks. Krzysztof Grzywocz mówiąc o naturze kontemplacji, wskazał w jej konstrukcji trzy ważne elementy. Pierwszy z nich zawarty jest w wyborze "przedmiotu", który chcemy kontemplować - nasz wybór w pewnym sensie staje się decyzją, którą w istocie jest koncentracją na dobrze dobranym obiekcie. Na marginesie dorzućmy w tym miejscu dwie uwagi natury technicznej. Niezwykle ważną jest przywołana przez papieża Franciszka, obecna w wielu tradycjach religijnych oraz kulturowych, zasada "mniej znaczy więcej" (por. Laudato si’, 222). W myśl tego założenia nie chodzi o gorączkowe gromadzenie jak największej ilości doznań, obrazów, treści, ale o cierpliwe trwanie przy jednym, czego wzorem jest postawa Marii delikatnie przeciwstawiona zachowaniu siostry: "Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego" (Łk 10,41-42). Kolejną ważną cechą jest prostota. To jedna z ważniejszych zasad życia duchowego - im dalej, tym prościej; poziom uproszczenia jest wprost proporcjonalny do głębokości doświadczenia duchowego. Ten przymiot znajdzie się w definicji kontemplacji zaproponowanej przez św. Tomasza z Akwinu, który zwraca uwagę, że kontemplacja to proste spojrzenie na/ogląd prawdy pod wpływem miłości (simplex intuitus veritatis ex caritate consecutus).

Wróćmy jednak do etapów naszej kontemplacji. Jej drugi element zawiera się w zachwycie nad "przedmiotem" naszego oglądu - jest to swego rodzaju przylgnięcie do niego sercem, otwarcie swojego wnętrza przed nim. Trzeci etap to pozwolenie, aby zaszedł w nas proces in-formacjI, kiedy to "przedmiot" naszej kontemplacji oddziałuje na nas, formuje nas. I tak jak - nieco upraszczając - mamy wpływ na dwa pierwsze punkty, tak na trzecim etapie pojawia się motyw bierności: tu zasadniczo naszym zadaniem będzie pozwolić, aby wybrany "przedmiot-podmiot" działał, kształtował, wywierał wpływ. Zauważmy, że w tym etapie ukryty jest punkt zwrotny - kluczowym będzie tu zadanie sobie pytania, co ja kontempluję, trochę w myśl zasady: "Powiedz mi na co patrzysz, a powiem ci, kim jesteś". Kontemplując Boże oblicze, zgadzamy się, że ono będzie przemieniało, dotykało nasze oblicze, nasze spojrzenie, będzie poruszało nasze serce. Dowodów potwierdzających powyższą tezę znajdujemy bez liku.

Weźmy do ręki fotografie świętych, spójrzmy w oczy błogosławionym... "Ludzie święci, posłani przez Boga, są słowem Jego ojcowskiej wierności. Ich spojrzenia dotykają twarzy przechodniów. (...) Nigdy nie brakowało świętych i ich spojrzeń - brakowało odwagi wiary w ich obecność. Brakowało spojrzenia, które widzi więcej niż własne ego, albo widzi dopiero wtedy, gdy odeszli" (K. Grzywocz, Kto Mnie widzi, widzi i Ojca).

Jeśli jednak dojdziemy do wniosku, że jeszcze daleko nam do tego etapu, to nie jest to koniec świata. Przeciwnie, owszem, jeszcze daleka droga przed nami, ale sam fakt bycia na tej drodze jest już wysoce budujący. Warsztatem, gdzie wykuwamy takie spojrzenie jest szkoła osobowej więzi z Bogiem: "Oczy, którymi właśnie tak mogę patrzeć na bliźniego, zostają mi podarowane tylko w wierze" (H. U. v. Balthasar, Wiarygodna jest tylko miłość). Według ks. Józefa Tischnera to klucz do zrozumienia, kim są ludzie czystego serca, o których Chrystus mówi, że są błogosławieni (por. Mt 5,8). Czyści to ci, którzy umieją dostrzec Boga, oglądać Go w drugim człowieku. A to prawda, która przyprawia o drżenie serca na myśl, że "ja tak nie potrafię". Bóg o tym wie, widzi moją niezaradność, bezradność początkującego, ale - jak podkreśla ks. Grzywocz - szanuje mój proces wzrostu. Tę prawidłowość zauważamy, kiedy stopniowo, "procesowo", w poszczególnych etapach Jezus przywraca wzrok niewidomemu z Betsaidy (Mk 8,22-26).

Wpatrywanie się w oblicze czyni wpatrującego się samym obliczem. Nie chodzi tu jednak o cechy zewnętrzne, choć i takich skutków - jak potwierdza historia Mojżesza - nie możemy wykluczyć: "Gdy zstępował z Góry Synaj z dwiema tablicami Świadectwa w ręku, nie wiedział, że skóra na jego twarzy promieniała na skutek rozmowy z Panem" (Wj 34,29). Spośród wielu fotografii o. Maksymiliana Kolbego jedna szczególnie przykuwa uwagę. Na zdjęciu widzimy twarz już bez brody, bez charakterystycznych okrągłych okularów, spotykamy się ze spojrzeniem człowieka, którego życie aktualnie wygrywa ostatnie akordy. To już nie jest gorliwy misjonarz, dziennikarz, świetny organizator, to jest człowiek, który wie, że nie wróci, że kurs, który obrał jest jednokierunkowy. Jest to droga ofiary i poświęcenia.

Czy pamiętacie nieoceniające, słuchające, pokorne spojrzenie Brata Rogera? Radosną twarz Jeana Vaniera - uosobienie "wyobraźni miłosierdzia", o którą apelował Jan Paweł II? Czy dotknął Was delikatny uśmiech św. Teresy od Dzieciątka Jezus na fotografii wykonanej w klasztornym ogrodzie w Lisieux? Przykłady można by mnożyć. Zejdźmy jednak głębiej. Francuski filozof Emmanuel Lévinas powiedział, że "bycie obliczem Boga, nie oznacza bycia ikoną Boga, lecz kroczenie Jego śladami (to kroczenie śladem dokonuje się poprzez odpowiedzialność za bliźniego - zbliża do bliźniego)".

Spojrzenie na Jezusa uczy nas spojrzenia na drugiego człowieka. Wówczas już nie patrzymy sobie w oczy, ale - jak na koptyjskiej ikonie Jezus i przyjaciel - patrzymy w tym samym kierunku, stajemy się przekazicielami, niczym tytułowy Abba Menas, Bożego błogosławieństwa (por. K. Grzywocz, W duchu i przyjaźni). Dotknięci miłosiernym spojrzeniem sami dotykamy nim innych ludzi: "Światło spojrzenia Jezusa oświeca oczy naszego serca; uczy nas widzieć wszystko w świetle Jego prawdy i Jego współczucia dla wszystkich ludzi" (KKK 2715).

Patrząc na fotografie świętych ludzi, dotknięci ich "światłymi oczami serca" (Ef 1,18), gdzieś podskórnie czujemy dotknięcie Jego samego, że oto gdzieś tu przechadza się sam Bóg. Dzieje się tak na skutek - jak pokazał nam (i to dosłownie) mały brat Jezusa Moris Maurin - spojrzenia i serca odnowionego przez kontemplację.

Autor jest teologiem, redaktorem strony poświęconej ks. Krzysztofowi Grzywoczowi.