Nie moje dzieci

"Drodzy rodzice, jakie imię wybraliście dla swojego dziecka?". "Brajan!". "O co prosicie Kościół Boży dla Brajana?". "O zdrowie!"

Nie moje dzieci

Nie wiem czy ta anegdota jest prawdziwa. Mam nadzieję, że nie, choć niektórzy księża twierdzą, że to możliwe. Po co przynosimy nasze dzieci do Chrztu? O co prosimy Ojca Niebieskiego dla swoich dzieci? I czy mamy świadomość, że Bóg kocha nasze dzieci bardziej niż my sami i bardziej od nas pragnie dla nich dobra?

Miesiąc temu byłam na niezwykłym, pięknym pogrzebie maleńkiej Córeczki moich przyjaciół. Ich małe Światełko zgasło, zanim zdążyło się narodzić. Jak inaczej dla mnie, dla wszystkich obecnych tam, przy małej białej trumience, zabrzmiały słowa Jezusa: "Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie"...

Jezus także od początku należał do Ojca w Niebie - nie do swoich ziemskich rodziców. Akt ofiarowania Jezusa w świątyni Jerozolimskiej, choć zgodny z Prawem Mojżeszowym, miał jeszcze inny wymiar. Maryja, która od czterdziestu dni przeżywa radość macierzyństwa, teraz przychodzi do Najwyższego i przedstawia Mu Syna, oddaje Go Ojcu na własność. Pieszcząc już w ramionach słodki Owoc swojego "tak - Bogu"; doświadczając czym jest miłość do swojego dziecka - Maryja świadomie ponawia swoją, i swojej rodziny, zależność od woli Ojca. Ofiarowując Syna w świątyni, uznaje w Bogu Dawcę, ale i prawowitego "Właściciela".

Nasze dzieci nie są naszą własnością. Należą do Boga, zostały nam niejako "wypożyczone", byśmy poprzez nie doświadczyli cudu miłości i szczęścia, byśmy także i my mogli otoczyć je miłością i przyprowadzić do największej Miłości. Taki jest cel. To właśnie znaczą słowa, które wypowiadamy w czasie Chrztu św., gdy deklarujemy, że w wierze wychowamy nasze dzieci.

Oznacza to, że pokażemy naszym dzieciom, jak wejść w żywą relację z Bogiem Ojcem.