Jezus przychodzi do stajni, a nie stajnia do Jezusa. To dla nas bardzo pocieszające.
To dla nas Jezus – Syn Boży przyszedł na świat, dla nas stał się darem i ofiarą.
Riccardo Antimiani /epa/pap
Mirek pierwszy raz upił się w dniu swojej Pierwszej Komunii św. – powypijał wtedy z kieliszków resztki alkoholu pozostawione przez gości. Potem było już tylko gorzej. W dorosłe życie wszedł jako wrak człowieka. Podejmował pracę, ale szybko ją tracił. Któregoś dnia rzucił się pod pociąg, ale nie zauważył zwrotnicy – pojazd przetoczył się po sąsiednim torze. Mirek wstał i jęknął do siebie: „Ty nawet zabić się nie umiesz”.
Mieszkał byle gdzie, jadł byle co, a przede wszystkim pił. Kumple stawiali mu kolejki w barze, bo Mirek był „knajpianym bardem”. Przygrywał im na gitarze i śpiewał, dopóki nie zwalił się pod stół. Któregoś wieczoru powtórzył się typowy scenariusz: Mirek wylądował na podłodze. – Stanęli nade mną kumple i zaczęli mówić: „Ale ty nisko upadłeś, Mirek. Z ciebie już nic nie będzie” – wspomina. Tamci myśleli, że on tego nie słyszy. – Ale ja słyszałem. I pomyślałem sobie, że oni mają rację. Pozbierałem się jakoś i powlokłem na melinę – opowiada. W nocy wezbrała w nim jakaś bezdenna żałość. Uświadomił sobie, że sięgnął dna i jest nikim. Patrząc w otaczającą go ciemność, zaczął wyć: „Boże, jeśli jesteś, jeśli coś jeszcze dla mnie masz, to mnie ratuuuuj!”.
Dostępne jest 17% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.