Sprawa Banasia. "Opozycja nie poprze zmian konstytucji"

PAP

publikacja 12.12.2019 12:41

Opozycja zapowiedziała, że nie poprze zmian w konstytucji, które mogłyby umożliwić zmianę na funkcji prezesa NIK; obecnie jedyne możliwe działania to te już podjęte przez CBA wobec Mariana Banasia, a następny krok to ewentualne postawienie zarzutów przez prokuraturę - stwierdził rzecznik rządu Piotr Müller.

Sprawa Banasia. "Opozycja nie poprze zmian konstytucji" Siedziba NIK w Warszawie PAP/Rafał Guz

Tak odpowiedział w czwartek na pytania o to, że dwa tygodnie temu premier Mateusz Morawiecki mówił o "planie B" na okoliczność gdyby Marian Banaś sam nie zrezygnował z funkcji prezesa NIK.

"Jeżeli chodzi o realizację zmian, które mogłyby umożliwiać zmiany na fotelu prezesa Najwyższej Izby Kontroli, to partie opozycyjne zapowiedziały, że żadnych zmian w tym zakresie nie poprą. W związku z tym ciężko rozmawiać o tym, żeby cokolwiek w tym zakresie można było dalej wdrażać" - powiedział rzecznik rządu dziennikarzom w Sejmie.

Dopytywany, czy w rządzie "plan B" w ogóle był przygotowywany, Mller powtórzył, że "opozycyjne partie zapowiedziały, że w żaden sposób nie poprą zmian, o których mówimy, o charakterze konstytucyjnym, które mogłyby umożliwić zmiany na stanowisku prezesa Najwyższej Izby Kontroli". "W związku z tym ciężko mówić tutaj o jakichkolwiek zmianach, ponieważ opozycja na takie zmiany się nie zgadza" - dodał.

Zapytany, czy rządzący pogodzili się już z tym, że Banaś pozostanie szefem NIK, Müller odpowiedział, że "w Polsce obowiązują przepisy prawa na poziomie konstytucyjnym, bądź ustawowym".

"W aktualnym stanie prawnym, czyli na poziomie konstytucyjnym, czyli ustawy zasadniczej, są przepisy, które gwarantują prezesowi NIK określone uprawnienia, w tym również brak możliwości odwołania go większością kwalifikowaną. W związku z tym, na chwilę obecną, jedyny możliwymi działaniami, które są podjęte, było przeprowadzenie raportu, analizy przez Centralne Biuro Antykorupcyjne oraz złożenie zawiadomienia do prokuratury. Następnym krokiem będzie ewentualne postawienie zarzutów i rozprawa przed sądem" - powiedział rzecznik rządu. Jak dodał, "tak to wygląda na chwilę obecną, i takie są możliwości".

Odpowiadając na pytanie o ewentualne rozwiązaniu problemu przed Trybunałem Stanu - wniosek o TS dla Banasia chce złożyć Lewica - Müller powiedział, że do odpowiedzialności takiej pociągane są "osoby, które w czasie pełnienia funkcji popełniły uchybienia, które podlegają kognicji Trybunału Stanu. "Jeżeli chodzi o oświadczenia majątkowe, to tego typu postępowanie przed Trybunałem Stanu nie podlega, w związku z tym tutaj o kognicji w zakresie tej konkretnej sprawy mówić nie można" - dodał rzecznik rządu.

Pytany, dlaczego posłowie nie mogą zapoznać się z raportem CBA po kontroli oświadczeń majątkowych Banasia, Müller stwierdził, że - z tego co wie - raport ten "będzie dostępny w sytuacji, gdy już zostaną postawione zarzuty". "Naturalnym jest to, że do czasu zakończenia postępowania w prokuraturze, część dokumentów - tak jak w każdym postępowaniu dotyczącym zarzutów karnych - do czasu postawienia zarzutów, nie mają charakteru jawnego" - dodał.

Po uwadze, że zdaniem opozycji, niektórzy politycy PiS, w tym prezes tej partii Jarosław Kaczyński, mieli możliwość zapoznania się z raportem CBA, rzecznik rządu został zapytany, "dlaczego w takim razie nie wszyscy". "Nic mi nie wiadomo na ten temat, żeby taki dostęp mieli inni posłowie, (...) nie wiem nic ten temat, żeby pan prezes Kaczyński miał dostęp do raportu CBA" - powiedział Mller. Dodał, że wie, iż zgodnie z procedurą przewidzianą przepisami, dostęp do raportu miał premier Mateusz Morawiecki.

Zapytany, dlaczego premiera nie było na spotkaniu, podczas którego prezes PiS wyrażał żądanie dymisji Banasia, rzecznik rządu odpowiedział, że jest przekonany, iż "premier o tym spotkaniu wiedział". Dopytywany, dlaczego szef rządu na tym spotkaniu nie był oświadczył, że ponieważ ma on "wiele innych obowiązków". "I tak to jest, że pan premier we wszystkie spotkaniach nie uczestniczy" - dodał Müller.

Pod koniec listopada rzeczniczka PiS Anita Czerwińska informowała, że z Banasiem spotkali się prezes PiS Jarosław Kaczyński i wiceprezesa partii, szef MSWiA, koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński i "wyrazili oczekiwanie, aby szef NIK podał się do dymisji".

Banaś został wybrany na prezesa NIK na 6-letnią kadencję 30 sierpnia br. Wcześniej, od czerwca br. był ministrem finansów, a jeszcze wcześniej wiceministrem w tym resorcie i szefem Krajowej Administracji Skarbowej. We wrześniu stacja TVN podała, że prezes NIK zaniżał w oświadczeniach majątkowych dochody z wynajmu kamienicy w Krakowie, mowa była także o powiązaniach ze stręczycielami wynajmującymi w kamienicy pokoje na godziny.

Na początku grudnia Prokuratura Regionalna w Białymstoku wszczęła śledztwo dotyczące m.in. podejrzeń nieprawidłowości w oświadczeniach majątkowych i deklaracjach podatkowych Banasia. Podstawą wszczęcia śledztwa są trzy zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, które wpłynęły do białostockiej prokuratury: od grupy posłów opozycji, m.in. posła Jana Grabca (KO), Generalnego Inspektora Informacji Finansowej i z CBA, które przeprowadziło kontrolę oświadczeń majątkowych Banasia.

Banaś oświadczył, że był gotów zrezygnować z funkcji prezesa NIK, ale stał się przedmiotem brutalnej gry politycznej i od złożenia rezygnacji odstąpił. Zapowiedział, że będzie kontynuował misję prezesa NIK w poczuciu odpowiedzialności. Zadeklarował też, że jest gotów odpowiedzieć na każde pytanie śledczych, a jeśli zajdzie potrzeba zrzec się immunitetu przysługującego prezesowi NIK.