Szable (nie)policzone

Jacek Dziedzina

|

GN 50/2019

publikacja 12.12.2019 00:00

Trudno powiedzieć, w jaki sposób kraje NATO na zakończenie każdego szczytu dochodzą do wspólnych konkluzji, skoro na chwilę przed i chwilę po reprezentują zupełnie sprzeczne interesy i stanowiska.

Londyński szczyt NATO  nie ujawnił dramatycznych różnic istniejących między członkami Sojuszu. Londyński szczyt NATO nie ujawnił dramatycznych różnic istniejących między członkami Sojuszu.
WILL OLIVER /epa/pap

To nie było sielankowe spotkanie – szczyt w Londynie z okazji 70. rocznicy powstania NATO przebiegał w cieniu nieprzyjaznych pomruków i wzajemnych docinków formalnie ciągle jeszcze sojuszników.

Pozory jedności

Najpierw prezydent Francji Emmanuel Macron mówił o „śmierci mózgu NATO”, co wywołało reakcję Donalda Trumpa, który uznał, że Francja zrywa z Sojuszem. I choć nie była to tylko niewinna wymiana złośliwości między dwoma samcami alfa, to dużo bardziej niepokojący był szantaż, jaki zastosował przed szczytem Recep Tayyip Erdoğan: prezydent Turcji zagroził, że nie poprze aktualizacji natowskiego planu obrony krajów bałtyckich i Polski, jeśli cały Sojusz nie poprze politycznie Turcji w jej walce z kurdyjskimi bojownikami w północno-wschodniej Syrii, których Ankara uważa za terrorystów.

Przywódcy NATO, którzy na co dzień reprezentują przecież nieraz sprzeczne interesy, lub nawet pozostają ze sobą w silnym politycznym konflikcie, przyjechali zatem do Londynu w nastrojach – nomen omen – bojowych. Dlatego dość dziwacznie brzmi komunikat końcowy szczytu, z którego wynika, że kraje natowskie kolejny raz osiągnęły porozumienie: „Przywódcy państw NATO porozumieli się w środę na szczycie w Londynie w sprawie aktualizacji planów obronnych Polski i państw bałtyckich” – poinformował lakonicznie na konferencji prasowej sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg. Nieco wcześniej o porozumieniu „wygadał się” prezydent Litwy Gitanas Nausėda, dodając, że prezydent Turcji poparł plany natowskie, „nie żądając niczego w zamian”. Nie trzeba zbyt wielkiej orientacji w stosunkach międzynarodowych, by intuicyjnie wyczuć, że coś tutaj nie gra: Turcja nie jest krajem, który ot tak sobie wycofywałby się z jakichkolwiek żądań, nie uzyskawszy przynajmniej części tego, czego się domaga. Szczególnie w sytuacji, gdy splot zależności i interesów poszczególnych państw Sojuszu, zwłaszcza w tym przypadku, pozwalał na skuteczne szantażowanie partnerów. Mamy zatem do czynienia albo z klasyczną demonstracją jedności na potrzeby mediów, ale bez żadnych ustaleń, albo za kulisami szczytu doszło do porozumień z Turcją, których wyniki będą widoczne w jakichś najbliższych posunięciach pozostałych głównych natowskich graczy.

Dostępne jest 25% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.