Arcybiskup z błyskiem w nazwisku

Błażej Kmieciak

publikacja 09.12.2019 13:44

Dokładnie czterdzieści lat temu zmarł abp Fulton J. Sheen. To ciekawe, bo chyba coraz więcej osób ma wrażenie, że on... nadal żyje.

Arcybiskup z błyskiem w nazwisku Abp Fulton Sheen przed rzymskim Koloseum heatheronhertravels / CC 2.0

Z pewnością wielu z nas zastanawia się, kiedy w końcu zostanie wyniesiony na ołtarze jeden z najbardziej charyzmatycznych hierarchów Ameryki abp Fulton Sheen. Dużo jednak bardziej ciekawym jest to, co sprawiło, że papież Franciszek podjął ostateczną decyzję o wyniesieniu na ołtarze jedynego w historii biskupa, który zdobył nagrodę Grammy. Wiem, że nagłe odłożenie daty ogłoszenia go błogosławionym wywołało szok, zaskoczenie, zdziwienie, a być może także oburzenie. Bardzo mnie to cieszy. Czemu? Bo dzięki temu więcej zaciekawionych osób sięgnie do jego dzieł. A jego trzeba słuchać i czytać. Trzeba poznawać jego słowa i intelektualną klasę. Trzeba łapać jego erudycję przepełnioną dowcipem, które zapewne legły u podstaw marzenia wielu Amerykanów, by mieć właśnie takiego niebieskiego orędownika.

Dżentelmen od Boga

Wstyd się przyznać, ale zacząłem Go czytać dopiero trzy miesiące temu. Od tamtej pory połknąłem jego trzy dłuższe publikacje (zapisy radiowych katechez z lat 30. ub. wieku.), z których każdą powinienem przeczytać pewnie jeszcze ze dwa razy, pamiętając tym razem, by trzymać ołówek w ręku. 

Już pierwsze słowa Sheena, jakie dane mi było przeczytać, całkowicie mnie zatrzymały. W książce „Marnotrawny świat” stwierdza On wprost: „Grzech to jedyna rzecz, do której współczesna cywilizacja nie zamierza się przyznać. Uważa bowiem, że nie jest zdolna do grzechu, a winę ponosi nie człowiek, który narusza prawo moralne, lecz prawo moralne, które w jej mniemaniu nie nadąża za swoją epoką.” Jego diagnoza idzie dalej, wskazując, że słowa takie, jak czystość i posłuszeństwo uznane zostają nie za przejaw piękna, ale ograniczenia wolności. Abp Fulton pyta w swoich kazaniach bardzo wprost: „Kim jest człowiek?” Czy jesteśmy tylko zwierzętami ekonomicznymi, czy też mamy nadal zdolność wejścia w relację z „trzema elementami swojego otoczenia, a mianowicie z przyrodą, drugim człowiekiem oraz Bogiem?” Jego zdaniem, odpowiedź na to pytanie ukazuje nam wiele rozwiązań problemów każdej cywilizacji. Myli się ten, kto twierdzi, że jest to teoretyzowanie. W naszych księgarniach mamy wiele publikacji (np. „Siedem grzechów głównych”), w których wspomniany tutaj hierarcha pokazuje bardzo wyraźne konkrety. Jego zdaniem, nie da się odejść od pytania o Boga. Nawet wspominane przez niego komunistyczne rządy ówczesnego Związku Radzieckiego bardzo poważnie podeszły do tego tematu, mówiąc niestety Bogu: "nie!". Sheen wprost wskazuje, że komunizm także był religią – religią bez Boga, której istotą stało się ludzkie zniewolenie. Jednak jego zdaniem, „prawdziwa religia nie mówi: "rzuć się w dół!!!", ale "wznieś się w górę".

Pokój i prawda

Sheen często w swoich kazaniach odnosił się do prawdy, tej najpiękniejszej, prawdy dającej pokój, który każdy z nas potrafi doskonale rozpoznać, pokój, który daje siłę. Jego zdaniem, podobny stan znaleźć można tylko w Bogu. Jak stwierdza bowiem w jednym z kazań, "gdy wrogiem jest Bóg, ludzie nigdy nie mogą być pewni, że odnieśli zwycięstwo. Gdy Bóg jest sprzymierzeńcem, człowiek może być pewien, że odniósł zwycięstwo. Gdy człowiek ponosi porażkę, Bóg wraca, by dać mu zwycięstwo". Wspomniane zwycięstwo jego zdaniem zaczęło się w Betlejem, gdzie Bóg pokazał, jak kocha to, co proste i to, co mądre (por. „Wieczny Galilejczyk”). Abp Sheen pokazuje, że te dwa stany możliwe są do osiągnięcia dzięki ciszy, która pozwala nam na spotkanie Boga. Pasterze żyli w próżni informacyjnej i dlatego uwierzyli aniołom. Mędrcy ze wschodu w pokorze obserwowali naturę, by następnie z odwagą spotkać „paradoksalnego Stwórcę-dziecko”, któremu trzeba się ukłonić, wchodząc do groty narodzenia. Zdaniem Sheena, tak właśnie jest z nauką: musi ona znaleźć w sobie „pokorę ukłonu przed Bogiem”, by odkryć prawdę.

Sheen na dziś

Słowa, które zostawił nam ten wielki amerykański myśliciel, są bardzo aktualne. Niezwykle mocno brzmią jego kazania z lat 30. ubiegłego stulecia. W wydanych w Polsce zbiorach jego radiowych felietonów z tamtego okresu widać, z jaką trwogą wraca do pierwszej wojny światowej, którą nazywa „Wielką Wojną”. Już wtedy przestrzegał przed zaślepionym „pędem bez Boga”. Pokazywał te miejsca, które w tamtym czasie Boga miały za nic. Prorokował, że świat chcący mieć, a nie być, dojdzie do katastrofy, której urzeczywistnieniem stała się przecież druga wojna światowa. Bardzo mocno wskazywał, że zaślepienie postępem doprowadziło do „wypaczenia ludzkich dusz”, w których ciało stało się najistotniejszym elementem codzienności. Człowiek. jego zdaniem, znalazł się w przestrzeni, w której stracił apetyt swojej duszy: „utracił pragnienie rzeczywistości nadprzyrodzonej”.

W błędzie jest ten, kto w Fultonie Sheenie widzi krzyczącego biskupa, który nie dość, że podnosi głos, to czyni to w radiu i telewizji do wielomilionowej publiki. Sheen jest mówcą genialnym. Tak, nadal jest, bo współczesna technologia pozwala nam go nadal słuchać. Używa dowcipu, zawiesza głos, koloruje obrazy (np. gdy mówi o Męce Pańskiej i tronie krzyża, który Bóg wybrał świadomie samemu sobie). Jest z całą pewnością diagnostą bezcennym także i dziś. Lata temu stwierdził, że "żyjemy w epoce emocji. Nie kierujemy się już wiarą, nie kierujemy się już rozumem. Kierujemy się emocjami”. Przecież słowa te w doskonały sposób pokazują istotę wielu istotnych współczesnych sporów. To Sheen powtarzał, że „prawda jest prawdą, nawet, gdy nikt w nią nie wierzy”, a zasady moralne nie zależą od zdania większości, o czym warto mocno pamiętać w dywagacjach etycznych.

Nie wiem, kiedy ten błyszczący biskup (od ang. Sheen – połysk) nazwany będzie błogosławionym. Wiem jednak, że przemodelował moje myślenie o „umiłowanym Panu Jezusie”, jak Go pięknie nazywał. Nie wiem, czy był obrońcą Kościoła. Wiem, że opowiadał o nim w taki sposób, że fałszu tam nawet z lupą bym nie znalazł. Nie wiem, jak to możliwe, że jego słowa są nadal tak aktualne. Wiem jednak, że cieszy mnie to bardzo, bo zostawił nam bardzo konkretne recepty, jak choćby ta: „Niebo jest miastem położonym na górze, więc nie możemy przybić doń jak do brzegu, musimy się wspinać. Ci, którzy są zbyt leniwi, by się wspinać, mogą go nie zdobyć, podobnie, jak źli, którzy nie chcą go szukać.”

A czym jest niebo? – ktoś zapyta. Abp Sheen odpowiada:
„Poświęcenie bez miłości jest bólem,
Ból z miłością to poświęcenie,
Ból bez miłości jest nędzą,
Miłość z bólem jest czyśćcem,
Miłość bez bólu jest Niebem.”

Autor jest doktorem habilitowanym, socjologiem prawa, pedagogiem specjalnym i bioetykiem, prowadzi blog na stronie gosc.pl