Promocja na normalność

Agata Puścikowska

|

GN 49/2019

publikacja 05.12.2019 00:00

A gdyby tak wypromować zwyczajność, prostotę, normalność. Na kilogramy albo na sztuki, względnie na metry.

Promocja na normalność

Jak fajnie by było, gdyby takie wartości jak zwykłe, proste życie, bez szarpaniny, blichtru i dwulicowości, można było kupować na kilogramy. Najlepiej w promocji, bo przecież wszyscy lubimy promocje.

Pięćdziesiąt procent zniżki na sztuczną koszulkę, trzydzieści procent na gacie, dwadzieścia na czapkę z daszkiem, której i tak nie da się zimą założyć. Ale kupić się da, a nawet trzeba, bo jest okazja – niska cena. Jest promocja, więc kupujmy. Z roku na rok sklepowe promocje, wyprzedaże, czary-mary i inne reklamy handlu panoszą się coraz bardziej i wydaje się, że są coraz bardziej skuteczne. Szczególnie ludzie młodzi, nakręcani filmami youtuberów, działaniem influencerów wszelkiej maści, traktują czas promocji jako swoisty okres radości, moment wagi wielkiej i wręcz obowiązek. Jest promocja? Trzeba korzystać! I kupować. Potem już taniej nie będzie.

Oczywiście potem jest i bywa taniej, i równie niepotrzebnie. Zresztą chwyty marketingowe działają równie bałamutnie co skutecznie: najpierw sztucznym podwyższeniem cen, potem… sztuczną, chociaż widoczną na metce obniżką. A co tam, klient w zakupowym amoku bardzo rzadko się orientuje. Tak czy siak, kupi, wrzuci do szafy. Przez chwilę będzie zadowolony. Potem oczywiście zapomni, wyrzuci, odda. I… wróci do sklepu, gdy będzie kolejna promocja. Tak to się kręci, trochę bez sensu, ale skutecznie. Karuzela wymyślonych potrzeb i chwilowych podniet.

A jak fajnie by było, gdyby udało się wypromować zwyczajność, prostotę, normalność. Na kilogramy albo na sztuki, względnie na metry. Przychodzisz do sklepu, prosisz o kilogram uśmiechu. I dostajesz rabat: 20 proc. na głośny rechot, taki ze łzami w oczach. Albo idziesz do supermarketu i w promocji, do bułek z dżemem i marchewki z groszkiem, otrzymujesz kilkanaście centymetrów prostej życzliwości. Natomiast program lojalnościowy w sklepie na rogu mógłby wyglądać tak: jedna naklejka za jedno dobre słowo. A za dziesięć naklejek otrzymywałoby się czas na spotkanie z przyjaciółmi przy kawie z opcją zamiany na worek cierpliwości wobec domowego nastolatka. Fajnie by było, prawda? Fajnie i potrzebnie.

Na takie promocje w sklepach nie ma co liczyć. Biznes to biznes. Ale że normalność zawsze w cenie, a cena spokoju, życzliwości, uśmiechu, przyjaznych relacji jakby coraz wyższa. Może sami róbmy promocje? Pięćdziesiąt procent upustu na zwyczajność, uścisk dłoni, brak skrzywionej miny i złośliwego komentarza? To za dużo? No dobra, zacznijmy od dziesięciu procent. Nie zbiedniejemy, a może popyt na normalność się zwiększy.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.