Głos przed Słowem

Franciszek Kucharczak

|

GN 49/2019

publikacja 05.12.2019 00:00

Dlaczego gdy jedni przyjmują Jezusa, inni Nim gardzą? Bo jedni słuchają głosu na swojej pustyni, a inni nie.

Głos przed Słowem

Trudno nam dziś sobie wyobrazić, jakim gigantem w Izraelu był ostatni prorok Starego Testamentu. Sam Jezus dał przecież o nim świadectwo, że „między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela” (Mt 11,11). „Głos wołającego na pustyni” był tak potężny, że „ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając przy tym swe grzechy” (Mk 1,5).

Ewangelista Łukasz mówi o tłumach schodzących się nad Jordan, aby przyjąć chrzest nawrócenia. Jan musiał wstrząsnąć sumieniami tak bardzo, że potrzeba nawrócenia i pokutowania wezbrała w niemal całym narodzie. „Cały lud, który Go słuchał, nawet celnicy przyznawali słuszność Bogu, przyjmując chrzest Janowy” – czytamy.

Widok w kolejce do chrztu tych ludzi, uważanych za kolaborantów i cynicznych wyzyskiwaczy, musiał robić wrażenie. Czy był wśród nich celnik Mateusz? Czy był tam też jego kolega po fachu – Zacheusz z pobliskiego Jerycha? Można odpowiedzieć pytaniem: A jak to się stało, że Mateusz w jednej chwili zostawił komorę celną i poszedł za Jezusem? Jak to możliwe, że Zacheusz po spotkaniu z Jezusem zadeklarował odstąpienie połowy majątku ubogim, a skrzywdzonym czterokrotne wynagrodzenie? Czy byłoby to realne ot tak, z marszu? Ci ludzie zostali PRZYGOTOWANI. Wszyscy ci, którzy wrócili odmienieni znad Jordanu, stali się jak biegacze w blokach startowych. Czuli, że zaraz coś się wydarzy i że będzie to coś, co przerośnie ich samych. Skorupy, którymi opancerzone były ich serca, już popękały. To Jan doprowadził ich do takiego stanu ducha, że stali się zdolni przyjąć Syna Człowieczego.

Dostępne jest 18% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.