Nie obchodzi Cię, że ginę?

Marcin Jakimowicz

Możesz wykrzyczeć Mu wszystko. Jak Bartymeusz, zdesperowane siostry Łazarza. Jest jedyną osobą, która się nie obrazi.

Nie obchodzi Cię, że ginę?

Scena sprzed lat. Po koncercie kilku znanych muzyków chrześcijan podpisywało płyty. Jeden z nich wzbraniał się: „Nie wiem, czy dawać na krążkach autografy. Przecież wszystko, co robimy jest jedynie dla chwały Bożej”. Siedzący obok niego Marcin Pospieszalski uśmiechnął się łobuzersko: „Wszystko dla chwały Bożej? Hmmm. Nie wiem, czy nie lepiej od razu wyprowadzić ludzi z błędu”.

Jak bardzo spodobała mi się ta riposta! Możemy oszukać ludzi, nigdy Boga. On nie da się nabrać na pobożnie złożone rączki. Bada nasze serca, intencje, motywy. Sprawdza czy gromkie „Wszyyystko Tobie oddać praaaagnę” jest szczere.

Prawda boli. Ale jest konieczna w duchowym rozwoju. Bóg dopuszcza do kryzysów, „trzęsień ziemi” i krachów w naszym życiu, choć nie jest to w Jego stylu. „On nie łamie trzciny nadłamanej i nie gasi knotka o nikłym płomyku” (Iz 42, 3). Dopuszcza te zawirowania w ostateczności, wiedząc, że po takim doświadczeniu zaczniemy Go desperacko szukać i znajdziemy uzdrowienie w Jego ramionach. Widziałem to wielokrotnie.

Gdy wszystko się wali i mamy świadomość, że fale lada chwila zmiotą nas z pokładu, zdobywamy się na bezradny krzyk: „Nic Cię nie obchodzi, że giniemy?”. Jesteśmy wówczas szczerzy do bólu. I odkrywamy zdumieni, że… On jest. I w najlepsze sobie śpi. Ma w sobie pokój nie z tego świata. I jednym słowem ucisza burzę.