Odeszła Lucyna Waleczna

Agata Puścikowska

|

GN 47/2019

Kobiety takie jak siostra Lucyna Reszczyńska naprawdę zmieniają świat.

Odeszła Lucyna Waleczna

Siostra Lucyna Reszczyńska, szarytka, wojenna siostra, odeszła ciuchotko i w modlitwie, 18 listopada br. Przeżyła 103 lata...

Bardzo się cieszę, że ją poznałam. Spotkałam ją w klasztorze sióstr szarytek na warszawskiej Tamce, gdzie do końca życia świadoma i radosna, modliła się za współsiostry, rodzinę oraz Polskę. I za wszystkich, którzy przychodzili do niej w odwiedziny. Była niezwykle ciepła i opiekuńcza, a w oczach miała iskierki. Tak, niewątpliwie była człowiekiem wybitnym, wyjątkową kobietą. Spotyka się takich ludzi niby przypadkiem, raz lub dwa, a pamięta – przez całe życie. Siostra Lucyna była pielęgniarką. Podczas wojny opiekowała się rannymi, w czasie powstania warszawskiego działała na skraju życia i śmierci, zupełnie nie zwracając uwagi na własne dobro i nie bacząc na własne bezpieczeństwo. Po prostu służyła tym, którzy jej służby potrzebowali. Niejednokrotnie narażając własne życie, ratowała, w głębokiej konspiracji, dzieci Zamojszczyzny. Do niedawna z niektórymi z ocalonych przez siebie osób utrzymywała kontakt. Po upadku powstania warszawskiego opiekowała się sierotami, chorymi dziećmi, które bez jej odwagi, determinacji i ogromnej siły ducha, która była silniejsza niż głód, chłód i przemoc, po prostu nie miałyby szans przetrwać. A potem, po wojnie, pracowała bez rozgłosu i ciężko.

Ostatnie lata spędziła w klasztorze na Tamce. Siostry opiekowały się nią z ogromną miłością i oddaniem. A ona po prostu modliła się. Za wszystkich. I rozmawiała ze swoją Mamusią – Maryją często i szczerze, bo biologiczną matkę straciła we wczesnym dzieciństwie. Kobiety takie jak siostra Lucyna Reszczyńska naprawdę zmieniają świat. Po cichu, po swojemu, jednocześnie konkretnie i energicznie. Bez frazesów. Bez agresji. Idą do przodu, robią swoje. I pociągają przykładem. Fascynują. Siostra Lucynka jeszcze niedawno zrobiła sobie ze mną... selfika. Moim telefonem. Ogromną radość jej to sprawiło. A mnie – wzruszenie. Bo prawdziwa świętość i bohaterstwo są takie... ZWYCZAJNE. Opowiadała mi o swojej historii prosto, przypominając każdy szczegół. Pamiętała spotkanych w życiu ludzi, twarze dzieci, lekarzy. Pamiętała kule świstające nad Powiślem. I widok straszliwy, gdy po upadku powstania w ukochanym mieście nie pozostał kamień na kamieniu. I tak bardzo cieszyła się wolną Polską. Wojenna siostra, Lucyna Waleczna, zmarła podczas Mszy św. Teraz już sobie z pewnością rozmawia z mamą ziemską i Mamusią w niebie. Będą obmyślać, jak ulepszyć świat. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.