Odkrywanie

Tomasz Rożek

|

Nowy numer 46/2019

Lubię odkrywać. Każdy lubi. A już na pewno lubi to każde dziecko. To zresztą cecha dla dzieci charakterystyczna. Potem niektórym mija. A szkoda.

Odkrywanie

Jak już powiedziałem, lubię odkrywać. Poznawać nowe. Albo przypominać sobie stare. Ostatnio sporo czytam o naszym układzie odporności. W szkole na lekcjach o układzie immunologicznym musiałem być (nomen omen) chory, bo jakoś nie pamiętam fascynującej opowieści o nacierających na siebie armiach, o różnych rodzajach sił zbrojnych, o zwiadzie i wywiadzie, atakach, liniach obrony, strategiach na zwycięstwo i nowych technologiach, które przechylały szalę. A przecież tym właśnie jest opowieść o układzie odporności. Każda choroba to historia, której nie powstydziliby się najlepsi generałowie i stratedzy. Zwykłe przeziębienie – choć nam kojarzy się tylko z katarem, podwyższoną temperaturą i bólem głowy – powinno być analizowane przez studentów na uczelniach wojskowych. Bo przy nim konflikt przygraniczny dwóch państw, a nawet wojna angażująca państwa całego regionu, to zabawy dzieci w piaskownicy. Analogia pomiędzy armią i układem immunologicznym jest głębsza, niż mogłoby się wydawać. Skąd nasze „wojsko” wie, kto jest wrogiem, a kto jest „swój”? Bo mamy białka zwane głównym kompleksem zgodności tkankowej. W zwykłej armii taki system jest znany od czasów II wojny światowej, kiedy w samolotach instalowano tzw. IFF. Dzięki niemu można było zobaczyć, czy echo radarowe pochodzi od samolotu wroga. IFF to skrót od Identification Friend or Foe, czyli identyfikacja przyjaciel lub wróg. W naszym ciele też obowiązuje taki system. Tyle tylko, że nie jest on oparty na falach radiowych, ale na białkach. System działa na punktach kontrolnych ciała brutalnie prosto: nie masz identyfikatora – idziesz do odstrzału.

I można by tę opowieść ciągnąć jeszcze długo. Co się dzieje z (komórkowymi) maruderami, co się dzieje z komórkami, które postanowiły się zbuntować, z czego wynikają alergie i autoagresja? W końcu jak ważna jest dywersja i dbanie o nasze bakterie (których zresztą w nas i na nas jest więcej niż naszych własnych komórek), jak istotną rolę pełni trening i pamięć o przeszłych potyczkach. O ile łatwiej byłoby zrozumieć układ odporności ssaków (choć swoje układy i wyspecjalizowane komórki odpornościowe mają wszystkie organizmy wielokomórkowe), gdybyśmy się go uczyli z wykorzystaniem planszy, na której rozgrywa się udawane konflikty zbrojne? Gdybyśmy w szkole planowali strategie i prowadzili symulowane konflikty pomiędzy np. wirusami grypy a naszym układem immunologicznym. Ale – to moje wrażenie – system edukacji nie jest zaprojektowany tak, by uczeń coś zrozumiał, ale tak by mu przekazać informacje. Potem dziwimy się, że rośnie grupa ludzi, którzy „nie wierzą” w skuteczność szczepień.

Nigdy nie mieliśmy tylu narzędzi co dzisiaj, by samemu odkrywać świat. I nigdy nie mieliśmy tak mało czasu, by to robić. A szkoda.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.