Kiełbaska a sprawa polska

Wojciech Wencel

|

GN 45/2019

Wymień trzech najwybitniejszych poetów polskich pierwszej połowy XX wieku. Proszę bardzo! Żyd Lesman, Ormianin Serafinowicz i Niemiec Wirstlein.

Kiełbaska a sprawa polska

Nie dość, że Kazimierz – jak król Polski, to jeszcze Wierzyński – od „wiary”. Pensjonarki uczęszczające do kawiarni Pod Picadorem w grudniu 1918 r. były pewne, że młody, przystojny mężczyzna, który czyta swoje wiersze ze sceny, to Polak z krwi i kości. Tylko mieszkający pod Lwowem dawni koledzy poety pamiętali go jako Kazika Wirstleina. Gdy pewnego dnia Wierzyński spotkał jednego z nich na ulicy, tak tłumaczył mu powód zmiany nazwiska: „Wirstlein to po niemiecku znaczy »kiełbaska«. Niechże jakiemu Niemcowi spodobają się moje wiersze i przetłumaczy je na język niemiecki, wyda i wydrukuje nazwisko autora »Kiełbaska«, to Niemcy będą się ze mnie śmiali i drwili z takiego »kiełbaskowego« poety”.

W rzeczywistości najmniej chodziło tu o sens słowa „Wirstlein”. Już jako uczeń stryjskiego gimnazjum Kazimierz nie lubił swojego nazwiska, które w sposób oczywisty świadczyło o jego niemieckim pochodzeniu. Ten sam problem mieli inni członkowie rodziny, od lat zaangażowani w działalność patriotyczną. Starszy brat Kazimierza, Hieronim, który podczas studiów we Lwowie był członkiem Organizacji Młodzieży Narodowej i przewodniczącym Koła Akademickiego Towarzystwa Szkoły Ludowej, pracował jako sekretarz redakcji endeckiego „Słowa Polskiego”. Przyrodni brat Bronisław najpierw przewodniczył Towarzystwu „Bratniej Pomocy” i współorganizował studenckie wiece we Lwowie, a później został znaną osobistością Drohobycza.

Inżynier Wirstlein – współwłaściciel fabryki lin stalowych działający w lokalnych strukturach Narodowej Demokracji! Jakiż to był łakomy kąsek dla liberalnej prasy! W sierpniu 1913 r. „Tygodnik Drohobycki” ironizował, że „tutejsza narodowa demokracya, nie przyjmująca w poczet członków swoich żadnego żyda-Polaka, odznacza się nie tylko rzadką karnością i solidarnością, ale też rości sobie przywilej do posiadania patentowanych Polaków najczystszej rasowości”. I stawiał „ród Wirstleinów” w rzędzie „polskich potomków o duszach przodków germańskich”. W innym numerze można było przeczytać, że inżynier Wirstlein „dął patryotyzm wszechpolski w miech” „za pomocą pompy ssąco-tłoczącej swego automobilu”. Wreszcie w wydaniu z 20 września pojawiła się sensacyjna notatka: „Inżynier Wirstlein zmienił swoje nazwisko na »Wierzyński«. Szczęść Boże! Vivat sequens! [Niech żyje następny!]”.

Czy zmiana nazwiska przez całą rodzinę była przesądzona w 1912 roku, gdy poznański „Brzask” opublikował debiut poetycki z podpisem „Kazimierz Wierzyński”? Bardziej prawdopodobne, że poeta – jak Bolesław Lesman vel Leśmian i Leszek Serafinowicz vel Jan Lechoń – wymyślił na własny użytek pseudonim artystyczny, który rok później został przyjęty przez jego rodziców i braci.

W każdym razie urzędowy proces zmiany nazwiska został przeprowadzony w lipcu i sierpniu 1913 r. Kolejarzowi Andrzejowi Wirstleinowi i jego trzem synom nowa tożsamość miała ułatwić życie. „Tygodnik Drohobycki” nie zamierzał jednak rezygnować z drwin pod adresem Bronisława. W pierwszym wydaniu październikowym ukazał się anonimowy tekst „Sentencye wielkich mężów drohobyckich”, prawdopodobnie nadesłany do redakcji przez dowcipnego (i złośliwego!) czytelnika. W wiązance niby-cytatów wyróżniał się następujący: „Czy Wierzyński, czy Wirstlein – to jest alles Wurst!”. Odtąd Bronisław Wierzyński był na łamach tygodnika nazywany „inżynierem Kiełbasińskim”. Pisano też zgryźliwie o „»prawdziwym Polaku z ojca praojca«, który aż spolszczył swe germańskie nazwisko, by go wszechpolaczki przyjęli na swoje łono”. Kazimierzowi zmieniona tożsamość dała jednak przepustkę do wielkiej kariery.

Wymień trzech najwybitniejszych poetów polskich pierwszej połowy XX wieku. Proszę bardzo! Żyd Lesman, Ormianin Serafinowicz i Niemiec Wirstlein. Trochę prowokuję, bo w dwudziestoleciu międzywojennym wszystkie trzy rodziny były już polskie. Jednak przy okazji Święta Niepodległości warto uświadomić sobie, jak wiele zawdzięczamy artystom obcego pochodzenia. Z drugiej strony ich drzewa genealogiczne, biografie i dzieła świadczą o atrakcyjności polskiej kultury, która potrafiła przyciągać całe rodziny, a następnie wyzwalać w nich siły twórcze.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.