publikacja 07.11.2019 00:00
O ciszy w Tatrach oraz o miłości do gór i ludzi opowiada Maria Łapińska, prowadząca schronisko nad Morskim Okiem.
Roman Koszowski /foto gość
Barbara Gruszka-Zych: Jak to jest mieć taki wielki dom?
Maria Łapińska: Schronisko pozostaje własnością PTTK, a ja i moje dzieci jesteśmy dzierżawcami i kontynuatorami tradycji Łapińskich, rodziców mojego męża, gazdujących nad Morskim Okiem od lutego 1945 r. Wracając do pytania, to jest rzeczywiście nasz wielki dom, położony w przepięknym otoczeniu przyrody. Bardzo przeżywam, że śnieg tak nagle zabrał krajobrazowi wszystkie kolory – żółcie, czerwienie, brązy. Biel mam przez pół roku i wcale mnie nie cieszy.
Jeśli śnieg stopnieje, kolory mogą wrócić...
Zależy, jak długo się utrzyma. Ostatnio, kiedy topniał, przez cały dzień obserwowałam, jak znikał i coraz wyżej odsłaniały się barwy gór. Nie godzę się z tą zimą.
A w ogóle można się z nią pogodzić?
Czy ja wiem? Najbardziej ukochałam jesień. Po szczycie turystycznym przychodzą wtedy wreszcie momenty ciszy. Kiedyś wyszłam przed schronisko z moim bratem i nikogo oprócz nas nie było, tylko góry i my. Powiedział wtedy: „Jak tu pięknie, tyle tego, a wszystko nasze”.
Ile osób zwykle przyjmuje Pani na noc?
Dostępne jest 12% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.