Potrzeba dobrych treści

Agata Puścikowska

|

GN 44/2019

Nie jęczeć, że wszędzie zło i nie ma co oglądać. Wybierać, działać, promować to, co dobre.

Potrzeba dobrych treści

Piszę na gorąco, bo właśnie skończyły się dwa wyjątkowe filmy, zmieniające życie, spojrzenie na świat i na rzeczywistość. Filmy zostały pokazane na warszawskim Festiwalu Filmów z Duszą. Ktoś by powiedział, że nie ma zapotrzebowania na wartościowe treści. Ktoś by jęczał, że teraz w kinach tylko dno, wodorosty i komercyjny muł. A ktoś inny stworzył świetny festiwal i dał przestrzeń do pokazania dobrego, ambitnego kina. A na sali, odpowiadam od razu, mnóstwo osób. Pełna widownia. Dlaczego? Dlatego, że ludzie chcą oglądać dobre treści i poznawać prawdę o świecie. Nie tylko tym z Hollywood.

Pierwszy z filmów o doktor Helenie Pyz, misjonarce i lekarce pomagającej trędowatym w Indiach, pt. „Jutro czeka nas długi dzień”. Przepiękny i wstrząsający. Helena jest dla mnie osobą niezwykle bliską, wydawało mi się, że dużo o niej wiem, ale dopiero ten film, głęboki, mocny, prawdziwy i wzruszający, pozwolił mi poznać lepiej nie tylko samą Helenę i jej pracę, ale – co istotne – pokazał zupełnie inne rejestry działalności Polaków poza granicami naszego kraju. I inną skalę ofiarności, walki, trudów ludzi, którzy bezinteresownie poświęcają się, by pomagać innym ludziom. To film, który bez wątpienia zostaje głęboko w każdym człowieku. I prowokuje zarówno do buntu, jak i refleksji oraz modlitwy. Innego życia po prostu.

Drugi film. O niemal nieznanej poza Warszawą wojennej historii redemptorystów na Woli. Kilkudziesięciu ojców zginęło zamordowanych w bestialski sposób przez Niemców. Ich wstrząsająca historia popadła w zapomnienie, bo była tylko jednym z wielu epizodów cierpienia skrwawionego miasta. Film Krzysztofa Żurowskiego pt. „Zagłada Redemptorystów Woli”, prosty i zrealizowany skromnymi środkami, powinien obejrzeć każdy. Niezależnie, gdzie mieszka i kim jest.

No właśnie. Czy obejrzy? Czy będzie miał taką możliwość? Bo cóż z tego, że dobre filmy powstają i ludzie chcą je oglądać, jeśli nie mają gdzie i jak. Bo kina o zapachu popcornu nie chcą ich pokazywać. Oby więc takich festiwali z duszą, miejsc, gdzie do kina przychodzi się na dobry film, a nie na colę, było coraz więcej. Przykład Warszawy pokazuje, że warto. I nikt na tym nie straci…•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.