Stany Zjednoczone oddały walkowerem Syrię Rosji i Turcji. Bliski Wschód jest coraz bardziej odległy dla Waszyngtonu.
Kurdowie zamieszkujący atakowane przez turecką armię tereny w Syrii opuszczają swoje domy. Ich miejsce mają zająć arabscy uchodźcy przesiedleni z Turcji.
DELIL SOULEIMAN /east news
Mają tam dużo piasku, którym mogą się bawić. Niech toczą własne wojny – te słowa Donalda Trumpa wprawiły w osłupienie nawet jego tłumaczkę podczas spotkania z prezydentem Włoch. Prezydent USA odpowiedział tak na pytanie o powody, dla których kazał wycofać wojska z północnej Syrii.
Pustki nie będzie
Za tymi słowami kryje się kierunek, w jakim zmierza polityka bliskowschodnia Waszyngtonu: to stopniowe wycofywanie się Ameryki z tego regionu świata. A że z polityką międzynarodową jest podobnie jak z przyrodą – nie znosi próżni – w miejsce odchodzącego supermocarstwa wchodzi Rosja. W tym momencie nie musi się nawet specjalnie wysilać: wszyscy mają świadomość, że to Moskwa od dłuższego czasu wygrywa wojnę w Syrii. Wycofanie się Amerykanów jest tylko przyznaniem się Waszyngtonu do porażki. Syryjscy Kurdowie, zostawieni na pastwę Turcji, miotający się „od zawsze” między sojuszami, tym razem nadzieję skierowali w stronę Moskwy i… Damaszku, choć dotąd stali w opozycji do rządu Baszszara al-Asada. Mazloum Abdi, głównodowodzący siłami kurdyjskimi w Syrii, na łamach „Foreign Policy” napisał, że chociaż nie ufa Putinowi i Asadowi, to w obliczu pozostawienia Kurdów przez Amerykanów sojusz z nimi może być jedynym sposobem, by przeżyć turecką inwazję. „Jeśli mamy wybierać między kompromisem a ludobójstwem, wybieramy nasz naród” – napisał. Na Kremlu cieszą się z tego „kredytu zaufania”. A i Turcja skorzysta na amerykańskim odwrocie.
Dostępne jest 17% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.