Idę tańczyć

Marcin Jakimowicz

Konający Badeni zapytał przeora: „Chcę być posłuszny. Czy mogę już odejść?”, a potem westchnął: „Dziś wieczorem nastąpią zaślubiny… Wszystko przygotowane… Idę tańczyć”. I poszedł.

Idę tańczyć

Pamiętam tego gościa. Przyszedł przed laty na spotkanie wspólnoty i na dzień dobry zaczął jęczeć. Że wszystkiego ma dość, że chciałby już spokojnie umrzeć, wyciągnąć nogi. W czasie modlitwy ktoś przeczytał fragment Listu do Rzymian: „Jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana”. Pamiętam jęk zawodu tego faceta: „Cholera, to już człowiek nie może nawet w spokoju dla siebie umrzeć?”.

Śmierć należy do Pana. Piszę to, czytając newsa: „Kelly jest fizycznie zdrowa, ale chce eutanazji, bo czuje się brzydka. Na oczach belgijskich mediów rozgrywa się kolejny dramat cywilizacji śmierci…” I tak dalej.

Bardzo poruszyła mnie sobotnia opowieść o. Adama Szustaka, który na warszawskim Sercu Dawida wspominał odchodzenie o. Joachima Badeniego. Znałem ostatnie słowa dominikanina-arystokraty: „Dziś wieczorem nastąpią zaślubiny…. Wszystko przygotowane… Idę tańczyć”. Nie wiedziałem, że kwadrans wcześniej zapytał przeora krakowskiego klasztoru: „Zawsze chciałem być posłuszny. Czy mogę już odejść?”, a gdy ten poruszony odpowiedział: „Widzę, że już tu ojca nie zatrzymamy”, kilka chwil później odszedł tańczyć.