Z dziećmi o polityce

Agata Puścikowska

|

GN 42/2019

Jakie będzie młodzieży chowanie, taki będzie przyszły polityk.

Z dziećmi o polityce

Niby całkowita prawda i większość się z nią zgodzi. A jednak gdy przychodzi co do czego, czyli do rozmów, wyborów, dyskusji, również przy rodzinnym stole, bywa różnie. Niezbyt różowo też bywa. A wszystko to widzą nasze dzieci. Widzą, słyszą, czują. I naśladują.

Rodzinna kolacja u cioci Basi. No niby miło. Niby wszyscy się lubimy i kochamy nawet. Ale niechby ktoś skręcił na temat polityczny... I się zaczyna. Jazgot, wrzask, agresja. Nawet jeśli nie głośno, to gdzieś tam ukryta złośliwość i nieukrywane wcale próby przekonania do swoich racji. A jeśli się nie uda (bo się nie uda), to najlepiej zgiń, przepadnij, zatruj się śledziem albo i udław kostką od kurczaka. A dzieci widzą.

A gdy przychodzi do wyborów, czy do wyników wyborów, to znów się zaczyna. Tym razem komentowanie. Kto i jaki bałwan się dostał i kto za tym stoi. Względnie co zrobić, żeby się bałwana pozbyć. Nic to, że ów „bałwan” został wybrany przez obywateli, którzy zagłosować mieli prawo, a tenże mógł startować. Tylko mój kandydat ma prawo tak naprawdę być wybranym. Tylko mój... A dzieci patrzą.

I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej. Nie trzeba tu wspominać, że nasze polityczne rozmówki w internecie to w ogóle przybierają jeszcze koszmarniejsze formy i treści. I strach się czasem bać, czytając wyzwiska, epitety, pomyje wylewane na czyjąś głowę. A dzieci czytają, czytają...

Więc chwilę potem wygląda to tak, że jeśli koleżanka wygra w wyborach do samorządu szkolnego, to pół szkoły się obraża. A jeśli kolega powie, na kogo głosował jego tatuś, to pół klasy się na niego rzuca z wrzaskiem. I w końcu, gdy dziecko powoli dorasta, przestrzeń polityki kojarzy mu się zwykle z jakąś formą agresji, braku akceptacji, a zawsze z walką.

Dzieci to istoty społeczne. To ludzie, nieco mniejsi, którzy również żyją tu i teraz, i dobrze, by interesowali się przestrzenią wokół. W tym polityką, bo od tego w dużym stopniu zależy ich przyszłość. Ale zainteresowanie to nie histeryczne zachowania i nie postępująca walka: najpierw w przestrzeni domu, potem szkoły, potem parlamentu.

Zaczyna się nowa kadencja Sejmu i Senatu. Ze względu na kilka „barwnych” postaci można obawiać się awanturek i wrzasków z mównicy sejmowej. Niestety. Ale na to wpływu już nie mamy. Mamy natomiast wpływ na własne dzieci. One kiedyś zajmą miejsca dzisiejszych (potencjalnych oczywiście) krzykaczy.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.