publikacja 17.10.2019 00:00
O tym, jak zarazić Czechów Ewangelią i ożywić jałową parafię, mówi ks. Jan Svoboda.
Krzysztof Błażyca /Foto Gość
Marcin Jakimowicz: Jak Czechom głosi się Ewangelię? Nie podcinają Księdzu skrzydeł statystyki, z których wynika, że mniej religijni są jedynie Estończycy i Niemcy z byłej NRD?
Ks. Jan Svoboda: Nie, nie podcinają. Trzeba pamiętać, że zupełnie inaczej wygląda sytuacja w Czechach, a inaczej na Morawach, które są bardzo pobożnym regionem…
Byłem zdumiony, że na niedzielnej Mszy św. w Brnie nie mogłem znaleźć w ławkach wolnego miejsca.
Taka jest specyfika Moraw. Inaczej wygląda to też na Śląsku Cieszyńskim. Tu mamy w kościele sporo ludzi.
„Może wielu Czechów, którzy nie wyssali wiary z mlekiem matki, jest bliżej Boga niż wielu Polaków, którzy zaglądają w niedzielę do kościoła” – powiedział mi przed laty ks. Adam Rucki, który zresztą pracuje w tamtej parafii.
To prawda. Po co dzielić i oceniać ludzi? Mają te same problemy, lęki, tęsknoty. Naprawdę nigdy w swej posłudze nie spotkałem się z agresją.
W Polsce coraz popularniejsza jest narracja, którą znajduję w reportażach Mariusza Szczygła: Czesi nie potrzebują Boga. Zobaczcie, da się bez Niego żyć, umierać…
Dostępne jest 12% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.