Pięć wniosków po wyborach

Bartosz Bartczak

Polacy masowo zmobilizowali się, aby w sumie niewiele się zmieniło.

Pięć wniosków po wyborach

Kampania do tegorocznych wyborów parlamentarnych była najdłuższa w historii III RP. Emocje polityczne były podgrzewane niemal od początku rządów PiS. Ale, jak na intensywność konfliktu politycznego w ostatnich latach, to zmiany w stosunku do sejmowych wyborów sejmowych z 2015 r. PiS zdobył podobną liczbę mandatów. Koalicje wokół PO i SLD zyskały podobny procent głosów, co partie tworzące je w 2015 r., a występujące wtedy osobno. O sukcesie może mówić PSL, ale biorąc pod uwagę koalicję stronnictwa z Kukiz’15, to zyski z niej były mniejsze niż zsumowany wynik tych komitetów w 2015 r. Cieszyć się może zaś Konfederacja. Ale kolejne partie Janusza Korwin-Mikkego osiągały ostatnio nie najgorsze wyniki, a głosów potrzebnych do przekroczenia progu ostatecznie dostarczyli narodowcy.

Polska chce PiS, ale nie za bardzo

Partia Jarosława Kaczyńskiego może mówić o pewnym rozczarowaniu. Wyniki są słabsze niż sondaże. Większość sejmowa nie jest pewna. Prawdopodobnie rząd Mateusza Morawieckiego będzie kontynuował swoją misję. Ale elity PiS liczyły pewnie na rozszerzenie, a nie tylko utrzymanie władzy. Wprawdzie głosów na PiS padło więcej niż w 2015 r., ale inna organizacja pozostałych partii nie pozwoliła tak bardzo wykorzystać systemu wyborczego.

Dobry wynik PSL i Konfederacji, z którymi PiS walczył o głosy, pokazuję, że partia Jarosława Kaczyńskiego mogła stracić część potencjalnych wyborców. Mogła o tym zdecydować np. obietnica podwyższenia płacy minimalnej, która przestraszyła część przedsiębiorców. Kredyt zaufania dla PiS wciąż jest duży, ale nie daje on całkowitej swobody działania tej partii.

W opozycji bez większych zmian

Opozycja liberalna i lewicowa nie zyskały za bardzo ani w rywalizacji z PiS, ani w rywalizacji między sobą. Wciąż główną siła opozycyjną wydaje się PO. Nie wiadomo tylko, w którą stronę pójdzie ta partia. Zagrożenie ze strony lewicy nie okazało się takie duże. Za to problemem może okazać się centrowe PSL i wyraziście wolnorynkowa Konfederacja. Dobrym pomysłem dla PO wydaje się więc powrót do jej konserwatywno-liberalnych korzeni. Rezygnacja władz Warszawy z wprowadzania edukacji seksualnej dla warszawskich uczniów jest być może pierwszym tego zwiastunem.

Antysystem przemeblowany

Jednym z wygranych wyborów w 2015 r. był Paweł Kukiz. Jego ruch zajął trzecie miejsce. Jednak ruchy protestu, a takim był Kukiz’15, nie żyją długo. Wcześnie zniknęły z polityki KPN, Samoobrona i Ruch Palikota. Elektorat Pawła Kukiza sprzed 4 lat, rozbiegł się w trzech kierunkach. Część przeszła do PiS, część do Konfederacji, a tylko co czwarty wyborca rockmana zawierzył jego pomysłowi na sojusz z PSL. Z entuzjazmu antysystemowego niewiele zostało.

Czas pokaże, jak wiele z demokratycznych haseł Pawła Kukiza przejęło PSL. Ale w młodym, radykalnym elektoracie dominuje dziś Konfederacja. Ma ona wyrazisty, narodowy i wolnorynkowy program, który przyciąga młodych. Być może będą oni bardziej skuteczni w utrzymaniu poparcia u zbuntowanej młodzieży.

Polska nadal nie chce lewicowej rewolucji obyczajowej

Partie zdecydowanie odrzucające takie skrajnie lewicowe pomysły obyczajowe jak „małżeństwa homoseksualne” i edukacje seksualną w szkołach, czyli PiS, Konfederacja i PSL, uzyskały w wyborach zdecydowaną przewagę. Lewica, promująca tego typu skrajne rozwiązania, nie powiększyła znacząco swojego wyniku. Po nieudanej kampanii przed wyborami europejskimi z haseł lewicowych obyczajowo zaczyna wycofywać się Platforma Obywatelska. Pokazuje to, że nie ma w polskiej przestrzeni publicznej miejsca na rewolucję obyczajową. I prawdopodobnie nie będzie jej też w przyszłości. Partie o profilu konserwatywnym wygrały walkę o młodego wyborcę. Lewica udało się zaś przekonać co szóstego z nich.

Wciąż jesteśmy daleko od stabilizacji polskiej polityki

Po raz pierwszy w historii III RP tylu wyborców będzie miało swoją reprezentację w Sejmie. Polska scena polityczna została zdominowana przez pięć partii. Nie oznacza to jednak, że zaczynamy wchodzić w okres stabilizacji polskiego systemu politycznego.

Po pierwsze, wciąż nie mamy stabilnego systemu dwupartyjnego bądź dwublokowego. W rozwiniętych demokracjach, jak tej brytyjskiej, amerykańskiej czy francuskiej, mieliśmy do czynienia ze zmieniającymi się u władzy dwoma rodzinami politycznymi. Taki system pozwalał na prowadzenie dosyć spójnej polityki państwowej i jej rozsądną korektę. Niestety, w Polsce nie udało się zbudować takiej sceny politycznej. PiS nie zdominował prawej strony sceny politycznej. PO nie zbudowała koalicji jednoczącej lewą stronę sceny politycznej.

Po drugie, negatywne emocje wciąż dominują w polskiej polityce. Trudno jest stworzyć katalog spraw, w których panowałby konsensus. W dodatku politycy z różnych stron traktują siebie jak wrogów. Motywowana politycznie, a nie ideologicznie, niechęć często dominuje nad merytoryką sporów.

Po trzecie, systemy polityczne zaczynają trzeszczeć w posadach na całym demokratycznym świecie. We Francji upadł system socjalistyczno-guallistowski. W Niemczech upada socjaldemokracja, a rosnąć w siłę zaczynają Zieloni i AfD. W Wielkiej Brytanii Brexit dzieli główne partie w poprzek. Tracimy więc zagraniczne odniesienia do naszej polityki.