Trzecia droga i koniec duopolu?

Wojciech Teister

Zarówno wróżebne wyniki Ipsos, jak i podliczone wyniki z 91 proc. komisji pozwalają wyciągnąć pierwszy wniosek po tych wyborach: alternatywą dla PiS nie jest poprzednia władza, ale coś zupełnie nowego. Czy to oznacza koniec duopolu partyjnego?

Trzecia droga i koniec duopolu?

Po pierwsze, wyniki potwierdzają, że społeczeństwo jest mocno podzielone. To nie ulega wątpliwości. Pokazuje to nie tylko temperatura wrzenia jaka towarzyszy dyskusjom w sieci i rozmowach na żywo (jeśli tylko tematycznie ocierają się o politykę). Teraz ten podział znalazł wyraźne odzwierciedlenie w wyborach, w których niemal połowa uczestników poparła wizję państwa kreowaną przez obóz rządzący, a reszta zagłosowała przeciwko.

Jednak drugi wniosek nakazuje skorygować dominujące wcześniej przekonanie, że Polacy przy urnach wyborczych w przeważającej większości są podzieleni na zwolenników PiS i zwolenników Platformy Obywatelskiej z przyległościami. I chociaż poglądy mają różne, to kiedy przychodzi czas głosowania, konsekwentnie wybierają jedno z dwóch dominujących ugrupowań, idąc na ideowe ustępstwa, byle to drugie nie uzyskało znaczącej przewagi. Oczywiście taki tryb postępowania miał wynikać z obawy, że głosowanie na mniejsze komitety wiąże się z ryzykiem utraty głosu, jeśli wskazana przez wyborcę lista nie przekroczy progu wyborczego. 

Obecne wybory zmuszają do weryfikacji tego poglądu. Choć Prawo i Sprawiedliwość osiągnęło prognozowany we wcześniejszych sondażach wynik (czy bliżej 40 czy 50 proc. to w tym wypadku kwestia drugorzędna), to ta część społeczeństwa, która ma obawy przed dalszą monopolizacją wizji Polski, odważyła się w znacznej części głosować zgodnie ze swoimi poglądami, a nie wybierając tzw. "mniejsze zło". I to niezależnie czy reprezentuje wrażliwość lewicową, prawicową czy umiarkowaną. To jest dobra wiadomość, bo wbrew prognozowanym wynikom najprawdopodobniej w sejmowych ławach zasiądą przedstawiciele aż pięciu komitetów. W praktyce oznacza to szerszą reprezentację poglądów Polaków w parlamentarnych sporach. Wygląda na to, że wyraźnie ponad progiem jest prawicowa Konfederacja (skazywana w sondażach na wynik poniżej progu), a bardzo dobry, blisko dwucyfrowy wynik osiągnęło też odświeżone przez sojusz Kosiniak-Kamysz-Kukiz PSL - w prognozach przedwyborczych balansujące na granicy 5 procentowej bariery. Do tego do Sejmu wraca lewica, która w poprzedniej kadencji siłą rzeczy musiała sympatyzować z klubem PO, nie mając własnej reprezentacji parlamentarnej. Te trzy ugrupowania wspólnie zdobyły ponad jedną czwartą głosów. To blisko 30 proc. wyborców, którzy nie utożsamiają się ani z PiS ani z PO.

Co tak naprawdę oznaczają takie wyniki? Że jedynym przegranym tych wyborów jest Koalicja Obywatelska, a dowodząca nią Platforma Obywatelska utraciła mandat do bycia "jedyną alternatywą dla PiS". Wszystkie pozostałe komitety odniosły w jakimś sensie wyborczy sukces.

Ale nawet dla Platformy taka sytuacja może być korzystna w dłuższej perspektywie. W sytuacji, w której nie można już dłużej budować elektoratu na haśle: "Tylko my uratujemy świat przed Kaczyńskim", konieczne będzie stworzenie programu opartego o wizję Polski, a nie antywizję PiSu. Do tego jednak potrzebne będzie zupełnie nowe otwarcie, a nie pudrowanie ciągle tych samych twarzy. W przeciwnym razie odpływ elektoratu opozycyjnego do mniejszych, ale bardziej wyrazistych ugrupowań będzie postępował.