Kurdowie – nasza sprawa

Jacek Dziedzina

W szufladzie w biurku prezydenta USA leży chyba nietknięty list od Zbigniewa Herberta z 1991 roku.

Kurdowie – nasza sprawa

Od dwóch dni słyszę, że Polaków USA z pewnością by tak nie potraktowały, jak właśnie Donald Trump potraktował Kurdów, największych sojuszników Ameryki w Syrii, zostawiając ich na pastwę Turcji: bo my mamy swoje państwo, Kurdowie nie, bo my jesteśmy w NATO, Kurdowie sami sobie żeglarzem... – Mocarstwa tylko przejściowo angażują się bezpośrednio w odległych dla siebie miejscach. Na co dzień wolą jednak zostawić „stróżowanie" lokalnym sprzymierzeńcom – mówił mi dwa dni temu jeden z zachodnich dyplomatów pracujących na Bliskim Wschodzie. – Amerykanie preferują tych, którzy wiedzą, czego chcą, nawet jeśli bywają nieposłuszni - Izrael i Turcja są tego dobrymi przykładami. Turcja, interweniując w 1974 roku w północnym Cyprze, poróżniła się z USA i Zachodem chyba daleko mocniej niż obecnie, ale nie osłabiło to jej wartości. Podobnie ostro Ankara zagrała w 2003 roku odmawiając Amerykanom zgody na atak na Irak ze swojego terytorium. To jest wbrew pozorom szanowane przez USA – dodaje „mój” dyplomata. W domyśle – i nam nie grozi pozostawienie przez Amerykanów w razie agresji ze strony państwa trzeciego, bo jesteśmy pewnym swoich racji państwem, do tego członkiem NATO...

Wszystko to wydaje się do pewnego stopnia racjonalne, kontekst środkowoeuropejski i kontekst bliskowschodni to dwie różne rzeczywistości, okoliczności też są inne, bo wśród Kurdów są również organizacje terrorystyczne i Turcja „ma powody”… Tyle tylko, że okoliczności zawsze są inne, a logika interesów mocarstw - zawsze taka sama. 

Parę dni temu ktoś „odkopał” list, jaki do prezydenta Busha seniora wysłał Zbigniew Herbert w 1991 roku, gdy Saddam Husajn rozprawiał się… właśnie z Kurdami. Polski poeta dobrze punktuje w liście właśnie ową logikę interesów mocarstw: „Panie Prezydencie – pisze Herbert – od wielu dni świat w osłupieniu śledzi tragedię Kurdów. Ponosi za to odpowiedzialność, przynajmniej pośrednio, administracja amerykańska, którą Pan kieruje. Agresor wykorzystał Pańską zwycięską ekspedycję karną, żeby zemścić się na narodzie, domagającym się od stuleci jedynie autonomii. Nie może Pan pozwolić, żeby się powtórzył błąd polityki amerykańskiej, która w historii XX wieku tak często nie umiała obronić ani wolności, ani demokracji. Prezydent F. D. Roosevelt doskonale wiedział, jaki był los Żydów w czasie drugiej wojny światowej, ale nie reagował. Jego następca opuścił wszystkich swoich sojuszników w Europie Środkowej, którzy w czasie tej wojny walczyli z faszystami i wydał ich na pastwę stalinowskiego zdziczenia, uznającego ich za „nacjonalistów". Następnie, w 1951, opuściliście Niemców ze Wschodu, Węgrów - w 1956, Czechów i Słowaków - w 1968, Afgańczyków - w 1980 i Bałtów - w 1990. Ma Pan, jak sądzę, wyjątkową okazję historyczną, żeby zerwać z tą serią poważnych i haniebnych błędów oraz brakiem perspektywy politycznej”. 

Może ktoś przekaże ten list również Donaldowi Trumpowi? A może leży ciągle nietknięty w szufladzie Biurka Resolute w Gabinecie Owalnym w Białym Domu?
(więcej o tureckiej inwazji w Syrii – za tydzień w GN)