Własnym szlakiem

Andrzej Grajewski

|

GN 41/2019

publikacja 10.10.2019 00:00

Kornel Morawiecki był może ostatnim romantykiem w polskiej klasie politycznej. Umiał oderwać się od bieżących kalkulacji i myśleć w kategoriach długiego czasu w polityce i historii.

Własnym szlakiem Maciej Rajfur /Foto Gość

Z pewnością nie będzie uchodził za synonim sukcesu politycznego. Chadzał własnymi drogami, często wbrew opinii publicznej, która jego wyborów nie podzielała. W tym sensie był politykiem wiernym własnym przekonaniom.

Urodził się w 1941 r. w Warszawie, ale dorosłe życie związał z Wrocławiem, gdzie studiował na Politechnice Wrocławskiej. Tam przeżył marzec 1968 r., uczestnicząc w demonstracjach studenckich. Kilka miesięcy później protestował przeciwko udziałowi jednostek Ludowego Wojska Polskiego w agresji na Czechosłowację. Na trwałe wszedł do środowisk opozycyjnych, współredagując „Biuletyn Dolnośląski”, który odegrał w tym regionie ważną rolę w sierpniu 1980 r. Włączył się w ruch Solidarności. Jesienią 1981 r. został delegatem na I Krajowy Zjazd NSZZ „Solidarność”. Wtedy go poznałem. Razem z historykiem dr. Adolfem Juzwenką, dzisiaj dyrektorem Ossolineum, oraz Antonim Lenkiewiczem, prawnikiem i późniejszym działaczem Solidarności Walczącej, tworzyli charakterystyczną grupę „wrocławskich trzech muszkieterów”. Morawiecki w czasie gorącej dyskusji na zjeździe wsparł posłanie do narodów Europy Wschodniej. Przekonywał, że niezależny ruch związkowy, jeśli ma przetrwać, musi szukać sojuszników na Wschodzie. Tego trzymał się później, organizując sieć kontaktów z różnymi środowiskami w Związku Sowieckim.

Dostępne jest 14% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.